Prezydent i szef rządu Indonezji Joko Widodo polecił w poniedziałek komisji ds. bezpieczeństwa transportu wszczęcie śledztwa w sprawie katastrofy amolotu linii lotniczych Lion Air, który spadł tego dnia do morza na północ od wyspy Jawa.
Indonezyjscy ratownicy znaleźli szczątki ludzkie w pobliżu miejsca katastrofy. Wyłowiono też kamizelki ratunkowe, telefony komórkowe, książki i fragmenty maszyny. Na pokładzie było 181 pasażerów i ośmioro członków załogi: dwóch pilotów i personel pokładowy. Wśród pasażerów było troje dzieci.
Widodo, przemawiając na Bali, gdzie uczestniczył w konferencji, powiedział, że odczuwa niepokój rodzin osób, które leciały feralnym lotem. Ale wyraził nadzieję, że zachowają spokój w sytuacji, gdy ratownicy ciężko pracują na miejscu katastrofy na morzu na północny wschód od Dżakarty.
Boeing 737 MAX 8 linii Lion Air, który wystartował w poniedziałek rano czasu lokalnego z Dżakarty, leciał do miasta Pangkal Pinang na wyspie Bangka, w pobliżu Sumatry. Około 13 minut po starcie maszyna zniknęła z ekranów radarów. Utracono także kontakt radiowy z załogą samolotu. Jak poinformował rzecznik indonezyjskich służb żeglugi powietrznej Yohanes Sirait, tuż przed utratą kontaktu załoga samolotu prosiła o powrót na lotnisko. - Kontrola ruchu lotniczego zezwoliła na to, ale zaraz potem utraciła kontakt z maszyną - powiedział Sirait.
Linie poinformowały też, że samolot miał usterkę techniczną podczas poprzedniego lotu, została ona jednak naprawiona, zgodnie z procedurami.
Z kolei producent samolotu, firma Boeing, poinformowała, że wie o doniesieniach na temat katastrofy i "uważnie monitoruje" sytuację.
Jak poinformowano, na pokładzie Boeinga 737 prócz Indonezyjczyków znajdował się jeden obywatel Włoch oraz pilot pochodzący z Indii.