Białoruś: manifestacja przed telewizją państwową
W sobotę w Mińsku pod siedzibą telewizji państwowej ponad 1000 osób zgromadziło się, by domagać się uczciwego relacjonowania wydarzeń w kraju.
- Chcemy prawdy! Łukaszenka przegrał! – krzyczeli ludzie.
„Pokażcie Akrescyna!” – skandowali zebrani przed telewizją ludzie, mając na myśli miński areszt, gdzie po wcześniejszych protestach powyborczych przetrzymywano setki osób. Wypuszczeni z aresztu ludzie opowiadali o biciu, torturowaniu, więzieniu bez jedzenia i picia.
Telewizja państwowa nie pokazała dotąd ani aresztu, ani OMON-u, który bił pałkami ludzi po protestach związanych z wyborami prezydenckimi z 9 sierpnia. W ślad za władzami państwowa TV przedstawia demonstracje, jako działania wrogich sił zewnętrznych, a milicjantów jako ofiary ataków ze strony chuliganów.
W siedzibie telewizji odbyło się spotkanie ok. 30 pracowników z rzeczniczką prezydenta Alaksandra Łukaszenki Natalją Ejsmant. Operatorzy zapowiedzieli, że przygotowują się do strajku.
Uczestnicy po spotkaniu wskazywali, że sprawa jest „beznadziejna":
- Ta rozmowa nie ma sensu. One nas w ogóle nie słyszą – powiedział jeden z operatorów, który wyszedł do prasy.
Pracownicy telewizji mówili, że mają takie same żądania jak inni uczestnicy protestu: chcą uczciwych wyborów, zaprzestania przemocy i wypuszczenia więźniów politycznych, lecz przede wszystkim chcą móc mówić prawdę.
W czasie spotkania pracownicy telewizji podnosili ręce, by pokazać, na kogo głosowali.
- To nie była miażdżąca większość, ale wygrała (rywalka Łukaszenki Swiatłana) Cichanouska – powiedziała jedna z kobiet.
Na kilka minut przed budynkiem telewizji pojawiła się także Maryja Kalesnikawa, współpracowniczka Cichanouskiej, które wkrótce odjechała.