Ormianie protestują przeciwko zawieszeniu broni w Górnym Karabachu. Boją się, że Armenia może utracić na zawsze na rzecz Azerbejdżanu tereny gęsto zamieszkane przez Ormian.
Żądają dymisji premiera Nikola Paszyniana.
Armeńska policja aresztowała w Erewaniu lidera opozycji Gagika Carukjaniego i kilku innych polityków, którzy próbowali stanąć na czele spontanicznych manifestacji, które wybuchły w stolicy Armenii.
Tłum demonstrantów robi się coraz większy. Najpierw były to setki, a obecnie tysiące ludzi, którzy krzyczą: "Nikol zdrajca !".
Żądają ustąpienia ze stanowiska premiera Armenii Nikola Paszyniana.
Wiece odbywają się mimo ogłoszonego stanu wojennego z powodu walk między Armenią, a Azerbejdżanem w Górnym Karabachu.
Wielu protestujących uważa, że umowa z Azerbejdżanem jest zdradą państwa, bo oddaje sąsiedniemu państwu tereny zamieszkane w większości przez Ormian, a nie obywateli Azerbejdżanu. Mimo skomplikowanej historii, w której te obszary należały jednak przez długi czas do Azerbejdżanu.
Premier Armenii podpisał w nocy z 9 na 10 listopada 2020 r. porozumienie pokojowe z prezydentem Azerbejdżanu w sprawie Górskiego Karabachu. Powodem tej decyzji miało być zbliżanie się zwycięskich wojsk Azerbejdżanu do nieformalnej stolicy Górnego Karabachu Stepanakertu, bronionego silnie przez Ormian.
Konflikt o Górski Karabach sięga czasów ZSRR. W 1992 roku doszło do otwartej wojny między Azerbejdżanem i Armenią. W tamtym czasie w wyniku walk życie straciło około 30 tysięcy osób.
Od 1994 roku trwał rozejm, a na terytorium oficjalnie należącym do Azerbejdżanu powstała nieformalna enklawa Ormian korzystająca ze wsparcia pobliskiej Armenii.
We wrześniu 2020 r. konflikt zbrojny odżył. W wyniku walk zginęło co najmniej półtora tysiąca osób, w tym wielu cywilów.