– Obrońcy Lecha Wałęsy bronią mitu Lecha Wałęsy przed prawdziwym Lechem Wałęsą. Ignorują nie tylko dokumenty, ale samego Wałęsę – mówił w "Chłodnym okiem" Rafał Ziemkiewicz.
Publicysta odniósł się do wywiadu opublikowanego na łamach "Gazety Wyborczej", w którym Jacek Taylor tłumaczył, dlaczego Lech Wałęsa nie mógł współpracować z SB. – Nie znałem Lecha w tamtym czasie. Ale skoro osiem lat później, gdy go poznałem, nie radził sobie z pisaniem, to pewnie wiele się nie zmieniło. To zobowiązanie z teczki Kiszczaka, które było niedawno drukowane w gazetach, to bardzo długi elaborat napisany ręcznie, i to starannym i równym pismem. To nie są żadne kulfony – tłumaczył Taylor.
– W gruncie rzeczy, stwierdził, że Wałęsa to właściwie był analfabeta, więc nie mógł być "Bolkiem". Ja bym w ogóle poszedł dalej, że był takim przygłupem, że nie był w stanie złożyć donosu – ironizował Ziemkiewicz. Publicysta przyznał jednocześnie, że były prezydent wielokrotnie pokazał na skasowanym wczoraj mikroblogu na wykop.pl, że faktycznie nie jest "mistrzem sztuki epistolarnej".
– Obrońcy Lecha Wałęsy bronią mitu Lecha Wałęsy przed prawdziwym Lechem Wałęsą. Ignorują nie tylko dokumenty, ale samego Wałęsę. To podobno, taki wielki człowiek, prezes kuli ziemskiej, dawał na wykopie przynajmniej dwa newsy dziennie, a "Gazeta Wyborcza" - nic. Ani razu nie zacytowano Wałęsy. Wolą cytować ludzi, którzy lepiej niż Wałęsa wiedzą co robił – mówił Ziemkiewicz.
Publicysta przywołał także tekst Andrzeja Stankiewicza z "Rzeczpospolitej", który zadał sobie trud, aby prześledzić kolejne wpisy Wałęsy. Doszedł do wniosku, że następuje zmiana taktyki. Od całkowitego zaprzeczenia współpracy z SB do narzucenia interpretacji tej współpracy. W ocenie Ziemkiewicza, prawda jest jedyną rzeczą, jaka może uratować dziś Wałęsę. – On zaczyna przygotowywać swoich wyznawców na informację, że archiwa nie są sfałszowane. To jednak jeszcze nie do końca ten etap – skwitował.