Ziemkiewicz: Akcja ABW miała sens. I był to sens gangsterski
Oczywiście, że funkcjonariusze ABW nie wchodzili do redakcji tygodnika "Wprost" po to, żeby dowiedzieć się skąd wyciekły nagrania. Chodziło o to, aby zyskać potężny bat na dziennikarzy - mówił w "Chłodnym okiem" Rafał Ziemkiewicz.
Oceniając sens akcji ABW w redakcji tygodnika, który zapoczątkował aferę taśmową, podkreślił, że na pewno celem działania nie była chęć ustalenia źródła podsłuchu.
- W tej chwili pilniejsze od tego jest niedopuszczenie do druku kolejnych taśm, ujawnienia następnych rzeczy - mówił. - Prokuratura próbowała na wszelki wypadek zabrać wszystkie twarde dyski, jakie są w redakcji - przypomniał.
Ziemkiewicz podkreślił, że na pewno nie chciała tego zrobić, bo myślała, że jak je zabierze to bedzie oznaczało, że radakcja nie ma już tych nagrań.
- Chodziło o prawo, o Kodeks karny, a konkretnie jeden artykuł mówiący o tym, że "kto ujawnia dowody z postępowania przygotowawczego, zanim one zostaną ujawnione w postępowaniu sądowym, ten podlega karze więzienia do lat dwóch" - zauważył.
- Więc jeśli prokuratura zdobyłaby choć jedną nagrań z minister Bieńkowską, Kwiatkowskim, natychmiast nadałaby temu nagraniu status dowodu i zyskałaby potężny bat na dziennikarzy - przekonywał.
- Ta akcja miała więc sens i był to sens gangsterski - skwitował.