Na swoim Facebooku Lech Wałęsa opublikował - chyba pierwszy raz w swoim życiu - długi wpis wyjaśniający co miał były prezydent Polski na myśli podczas spotkania w IPN da dni temu. A co miał naprawdę na myśli? PROSZĘ PRZECZYTAJCIE!
Dwa dni temu Byłem na konferencji IPN „Sprzeczne narracje. Historia powojennej Polski”. Celem jej, jak twierdzą organizatorzy, była próba przedstawienia nowej oceny ważnych wydarzeń w powojennej Polsce oraz roli jaką odegrały w nich główni aktorzy życia publicznego. Liczyłem, że spotkam tam Sławomira Cenckiewicza, który miał tam wygłosić referat na mój temat. Oczywiście nie byłaby to rzetelna ocena mojej osoby, a jak zwykle w jego przypadku, wylanie na mnie kubła pomyj. Dlatego też chciałem doprowadzić do konfrontacji i na miejscu osobiście podważyć bzdury, jakie na mój temat wygłasza. Tak jak każdy Polak mam bowiem konstytucyjne prawo bronić swojej czci i dobrego imienia!. Wcześniej poinformowałem go o tym, że będę. Niestety S. Cenckiewicz stchórzył! Odwołał swój referat zasłaniając się obłudnie tragedią w mojej rodzinie! Oczywiście propisowskie media pisały, że „Wałęsa nie uszanował śmierci syna i pojawił się na konferencji w IPN aby wszcząć awanturę!”i że niby nie przestrzegam w ten sposób czasu żałoby po zmarłym Synu. Dziwne to rozumienie pojęcia żałoby… Co ciekawe mediom tym nie przeszkadzało kiedy Jarosław Kaczyński, krótko po śmierci brata, prowadził ostrą kampanię prezydencką. Nie twierdziły wtedy, że nie przestrzega żałoby… Widać swoich i obcych oceniają różną miarą. Napisały też, że powiedziałem, iż mój syn Przemek popełnił samobójstwo przez Cenckiewicza… Stwierdziłem inaczej. Do zgromadzonych na konferencji zwróciłem się słowami: „Niszczycie mnie, moją żonę, moją rodzinę, a Przemek tego nie wytrzymał”. Nie oznacza to, że popełnił samobójstwo. Nagonka na mnie i moją rodzinę spowodowała zły stan psychiczny Przemka, co pogorszyło jego stan zdrowia, a w konsekwencji doprowadziło do śmierci. Jest więc niewinną ofiarą walki z moją osobą…
Korzystając z okazji chcę jeszcze kilka zdań poświęcić S. Cenckiewiczowi i jego fantastycznej twórczości. W życiu jedni mają odwagę, żeby na lepsze zmieniać zastaną rzeczywistość i w ten sposób zyskują uznanie. Są też tacy, którzy starają się zapewnić sobie publiczny rozgłos poprzez opluwanie i niszczenie osób znanych. Tę drugą drogę wybrał S. Cenckiewicz. Zajął się moją osobą i postanowił na tropieniu mojej, jak twierdzi, „agenturalnej przeszłości” wyrobić sobie nazwisko. Celem jednak jego nie jest w istocie ustalenie prawdy, a jedynie ukazanie mnie w jak najgorszym świetle. S. Cenckiewicz nie zachowuje się więc jak obiektywny historyk, a jak partyjny publicysta. Przywołuje tylko takie „argumenty”, które pasują do jego z góry przyjętej tezy. Inne pomija. Aleksander Hall zauważył kiedys, że Cenckiewicz traktuje źródła wytworzone przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa jak wyrocznię i spogląda na świat "oczami bezpieki"., Cenckiewicz Powtarza też na mój temat każdą, nawet najbardziej fantastyczną plotkę, jeżeli tylko stawia mnie w złym świetle. Traktuje bezkrytycznie, jako wiarygodne źródło, opinie o mnie osób, które ze mną kiedyś współpracowały, a potem, z różnych powodów, popadły w konflikt i zaczęły ostro zwalczać. Jaki jest warsztat i sprawność S. Cenckiewicz jako „historyka” może mam dobrze uzmysłowić fakt, że pisząc biografię Anny Walentynowicz popełnił kardynalny błąd już na samym początku. Nie udało mu się odtworzyć prawdziwej historii dzieciństwa swojej bohaterki, ani dotrzeć do informacji, że z pochodzenia była Ukrainką. Przyjął na wiarę, bez sprawdzenia, to co o sobie opowiadała A. Walentynowicz, z którą, jak twierdzi, konsultował swoją pracę…
Lech Wałęsa
Prawda, że śmieszne - żałosne, po prostu po bolkowemu jak zawsze!