Wyszkowski: Wczorajsza atmosfera, zacięte twarze u kobiet, to robiło wrażenie całkowitej determinacji w nienawiści
Krzysztof Wyszkowski, opozycjonista z czasów PRL, podzielił się z nami swoimi uwagami na temat wczorajszego ataku na Adama Borowskiego, który miał miejsce w trakcie obchodów miesięcznicy smoleńskiej.
W nawiązaniu do wczorajszego ataku na Adama Borowskiego – czy można było się spodziewać, że do tego dojdzie? Napięcie między protestującymi a uczestnikami miesięcznicy systematycznie narastało i to głównie ze strony manifestantów.
Napięcie było jednostronne. Jeszcze w trakcie mszy świętej jakaś pani wyskoczyła w kierunku ołtarza i wykrzykiwała wrogie słowa. Później to się czuło. Gdy ruszyła procesja, byłem tuż obok tych manifestantów, którzy wściekle krzyczeli, uruchamiali syreny. Samego zajścia z panem Borowskim nie widziałem. Sam z ciekawości wszedłem w tę grupę, już chyba po tym wydarzeniu, w grupę tych Obywateli RP. W powietrzu była groza nienawiści, to niesamowite. Jacyś mężczyźni wskazywali mnie sobie, chyba mnie rozpoznali. Miałem odczucie, że w każdej chwili mogę zostać uderzony, nawet o tym myślałem, czy ktoś mnie nie zaatakuje fizycznie. Na szczęście przeszedłem i nic się nie stało. Potem dowiedziałem się, że Adama Borowskiego uderzono. To robi dziwaczne wrażenie.
Bardzo charakterystyczne jest to, że ta pani, która w kościele coś wykrzykiwała to do końca stała z przodu. Tam przecież w kościele był tłum osób życzliwych wobec Jarosława Kaczyńskiego, w ogóle wobec formacji rządzącej. Nikt jej nie zatrzymał, ona stała do końca, tam trwały wydarzenia jak wyprowadzenie pocztów sztandarowych i nikt jej nie ruszył, nikt jej nie dotknął. Ona swobodnie przed tym tłumem się poruszała, chodziła, z kimś rozmawiała. Wierni nie reagowali czynnie. Ta agresja jest absolutnie jednostronna. Tamci ludzie wdzierają się do kościoła, znieważają porządek mszy świętej, wrzeszczą przez megafony. Ja nie wiem czy to nie jest naruszenie porządku prawnego, który polega na tym, że nie można zagłuszać demonstracji? To było coś okropnego. A w końcu uderzenie. Tego można było się spodziewać. Wraca sytuacja z okresu tego potwornego zabójstwa.
No właśnie zabójstwo Marka Rosiaka. Czy sytuacja może eskalować?
Rzeczywiście. Ta atmosfera, te potworne zacięte twarze. Do tego u kobiet w średnim wieku. To robiło wrażenie całkowitej determinacji w nienawiści. Tu nie było mowy o żadnym dialogu. Tu była mowa o zagrożeniu atakiem. Jak mówię atmosfera była nasycona absolutną nienawiścią.
Jest jakiś sposób na wyciszenie nastrojów? Może zrobi to ustawa zakazująca kontrmanifestacji w pobliżu cyklicznych manifestacji?
Ta ustawa powinna uniemożliwiać takie ataki. Bo było pozwolenie na to, żeby atakujący stali w bezpośredniej odległości. Uczestników modlitwy od tej zdeterminowanej grupki oddzielał tylko pojedynczy szereg policjantów. To za mało. Dwa miesiące temu rzucano jakimiś obrzydliwościami w stronę krzyża drewnianego, krzyża świetlnego i Jarosława Kaczyńskiego. To niemożliwe, to za słaba reakcja. Tu nie chodzi o nastroje społeczne. Jak popatrzymy na te twarze to przypominają mi się lata 70-te, 80-te, kiedy funkcjonariusze SB atakowali nas w trakcie różnych demonstracji. Przypominały taką aktywną, nieurzędową nienawiścią. Wtedy byłem zdziwiony, dlaczego ci SB-cy się tak osobiście angażują. Widocznie to jest dla nich potrzebne. Miałem takie wrażenie, że to taka post-SB-ka formacja. Być może to są ci sami ludzie. Może uważają się za pokrzywdzonych groźbą obcięcia emerytur? To wszystko było niesamowite.
Rozmawiał: Mateusz Kosiński