Są za niepodległą Polską, ale... Sprzeciwiają się obcej ingerencji w nasze sprawy wewnętrzne, ale... Uważają, że konstytucja RP jest ważniejsza od regulacji unijnych, ale... Twierdzą, że granicę należy chronić, ale... Są za polskim wojskiem, ale... Czy totalna opozycja nie wie, że to rozpoczynające drugą część zdania słowo "ale", unieważnia wszystko, co je poprzedza? Ależ wie, i to dokładnie!
Sytuacja staje się, z czego należy się cieszyć, już całkowicie zero-jedynkowa (po prawdzie zawsze taka była, ale ktoś może miał jeszcze jakieś złudzenia). Projekt ustawy o przeciwdziałaniu obcej ingerencji w wybory parlamentarne w Polsce, głosami posłów PiS, zyskał pozytywną opinię Komisji Spraw Zagranicznych. Posłowie KO, PSL i Lewicy po dyskusji opuścili salę obrad i nie wzięli udziału w głosowaniu.
W tym samym miejscu - w gmachu Sejmu na ul. Wiejskiej - ale 84 lata wcześniej, 5 maja 1939 roku, minister spraw zagranicznych Józef Beck wygłosił w Sejmie mowę, w której odrzucił niemieckie roszczenia względem Polski.
To wówczas padły słynne słowa: "Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na okres pokoju zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor".
Słowa polskiego ministra posłowie, w tym także ci opozycyjni wobec rządzącego Obozu Zjednoczenia Narodowego (sanacji), przyjęli brawami na stojąco! Nie tylko oni. Przemówienie Józefa Becka przysporzyło mu ogromnej popularności w Polsce i za granicą. Zaraz po posiedzeniu Sejmu warszawscy tramwajarze zorganizowali pochód poparcia ulicami stolicy. Po drodze przyłączali się do nich spontanicznie przechodnie, tak że przed ministerstwem spraw zagranicznych przy ulicy Wierzbowej zebrał się 20-tysięczny tłum. Wyszedł do niego Beck i powiedział, że "polityki zagranicznej nie można prowadzić bez postawy zdecydowanej całego społeczeństwa".
I tak też było. Wtedy. Przed 84 laty. A dzisiaj?
W TVP Info, w programie redaktora Adriana Klarenbacha, wypowiada się polityk PSL. Na pytanie o skandaliczne, antypolskie wypowiedzi Niemca Manfreda Webera, "ludowiec" stwierdza, że się z nimi nie zgadza, ale... "to premier Morawiecki prowadzi antyniemiecką politykę". Zielona przystawka Tuska sięga też do historii (chwaląc się, że ma doktorat) i "przypomina", że Polska często "też napadała" na Niemcy". Proszony przez prowadzącego o przykład, poseł PSL wspomina o... "porwanej przez Mieszka I z klasztoru Odzie, Niemce przecież". Innych przykładów naszych niecnych działań "ludowiec" nie pamięta, ale, "wkręcony" przez red. Klarenbacha, pieje z zachwytu nad misjonarskimi sukcesami Niemców w państwie pierwszych Piastów, wspominając tu o Niemcu... św. Wojciechu. Ot, doktor historii.
Poziom intelektualny, o patriotyzmie już nie mówiąc, znacznej części parlamentarzystów obecnej kadencji jest żenujący. Zawsze może być jednak gorzej. Donald Tusk szykuje już dla Polski propozycję składu legislatywy z ulubieńcem rzeczniczki Ławrowa Zacharowej (Kołodziejczak), współpracownikiem komunistycznej esbecji (Wołoszański), czy też przejętym od Lewicy Rozenkiem, zastępcą Urbana w tygodniku "NIE' i dyskutancie Putina w Klubie Wałdajskim. W Internecie pojawiły się złośliwe głosy, że na liście Tuska mógłby znaleźć się, gdyby oczywiście jeszcze żył, i sam Beria, szef sowieckiej bezpieki.
Jeśli ziści się marzenie totalnej opozycji i wygra ona wybory, nowy Sejm RP może przypominać Sejm grodzieński z roku 1793. Sejm ten, przypomnijmy, zatwierdził II rozbiór Polski. Co zrobi parlament z większością "tuskową"?