Z publicystą i satyrykiem, dyrektorem TVP2 Marcinem Wolskim TelewizjaRepublika.pl rozmawiała dziś na temat ostatnich zmian w rządzie i szans opozycji. - Kapitał polityczny .Nowoczesnej zbity na "Misiewiczach" to trójka w totka - mówił nasz rozmówca.
TelewizjaRepublika.pl: Zacznijmy od zmian rządzie - mamy wspominanego od pewnego czasu superministra Morawieckiego. Co taka zmiana może dać partii rządzącej?
Marcin Wolski, publicysta, satyryk: Usprawnienie decyzyjne, ponieważ poprzedni układ był spatowany. Ministrowi są sobie równi, więc niektóre poczynania Morawieckiego, mogły być blokowane przez Szałamachę. Ta decyzja to uczytelnienie, bo nigdy nie jest dobre to, gdy istnieje paraliż decyzyjny. Teraz na Morawieckiego spada większa odpowiedzialność i to jest sytuacja, w której może się sprawdzić.
Przed konferencją premier Beaty Szydło wymieniało się szereg nazwisk ministrów, którzy mogą stracić swoje posady. Teraz się to nie stało, ale czy w niedługiej przyszłości możemy spodziewać się kolejny zmian personalnych w rządzie?
- Wydaje mi się to zbędne, bo ministrów wymienia się wtedy, gdy narobią szczególnych problemów, a większość ministrów wywiązuje się ze swoich zadań i nie mamy do czynienia z ich większymi potknięciami. Przykładowo, problemy ministra Radziwiłła nie wynikają z jego pomyłek, a problemów systemowych i wydaje mi się, że Radziwiłł i tak robi więcej od swoich poprzedników. Również jeśli chodzi o krytykę Waszczykowskiego – w naszej polityce zagranicznej mamy do czynienia z pewnymi sukcesami, a nasze stanowisko w sprawach uchodźców zaczyna stawać się obowiązujące. Nawet jeśli była mała wpadka z zaproszeniem komisji weneckiej, to w tej chwili nie widać w tym resorcie powodów do zmiany. Pewne procesy trwają, nabierają impetu, można mówić, że są pewne oczekiwania. Widać, że minister Gowin przygotowuje się do zdecydowanych posunięć, to samo minister Ziobro i planowane zmiany w sądownictwie. Na razie sprawy idą w dobrym kierunku i nie dostrzegam potrzeby kolejnych zmian.
Opozycja bardzo skutecznie dążyła do obniżenia notowań ministra Antoniego Macierewicza, głównie za sprawą afery wokół Bartłomieja Misiewicza, rzecznika MON. Jak widać, to również się opozycji nie udało.
- To taka sytuacja, jak człowiek załatwia wielką inwestycję i przychodzi do pracy w pobrudzonych butach. To nie ma żadnego znaczenia. Jaki związek mają nieścisłości związane z Misiewiczem z obronnością kraju, naszym znaczeniem w NATO, bezpieczeństwem krajowym, sprawą obrony terytorialnej. Na tym tle sprawa Misiewicza jest pryszczem, bolącym, swędzącym, ale jedynie pryszczem.
Pojawiły się głosy, że akcja "Misiewicze" przysporzyła .Nowoczesnej dużego kapitału politycznego...
- Taki kapitał to „trójka w totolotku”. Opozycja jest w fatalnym stanie, Platforma jest rozchwiana i fronda Niesiołowskiego i Kamińskiego jej nie pomaga, szef Nowoczesnej się blamuje, ma wtopy finansowe, KOD gwałtownie słabnie i nie ma już czego szukać na ulicy. Akcja tworzenia bloku to akcja dość rozpaczliwa, a coś może okazać się dopiero przy wyborach samorządowych, w co szczerze wątpię. W praktyce zatem nie mamy w Polsce opozycji. Jeżeli PiS nie wygeneruje jej sobie we własnych szeregach, to możemy spać spokojnie.
KOD jednak cały czas walczy o ulicę i szykuje zadymę na 11 listopada.
- Radziłbym im się pięć razy zastanowić, bo akurat 11 listopada należy do młodzieży, i to młodzieży dosyć silnej, bojowej, zatem – bałbym się o fizyczną integralność emerytów z KOD-u, tych biednych, starych ludzi.
Czy wśród tej obecnej opozycji możemy liczyć, że ktoś nagle wyrośnie na lidera?
- Najbardziej racjonalnie próbuje działać Schetyna, ale kiepsko mu to idzie. Nie ma odpowiedniego politycznego kalibru. Reszta nie potrafi się przebić ponad slogany, działa chaotycznie. Nie widzę lidera, zwłaszcza w pierwszym szeregu, może gdzieś z tyłu pojawią się jakieś talenty, jednak jest tak, że te talenty wyłaniają się z kręgów prasowych, dawniej bywało tak, że inteligentni publicyści, wizjonerzy, wyrastali na liderów. Do tej pory nie widać jednak nawet ćwierć lidera. Trudno cokolwiek na tym szarym tle opozycji wypatrzeć.
To może taki monolit, blok partyjny, ma jakieś szanse działając razem?
- Tego rodzaju blok może być, ale w ostatnich wyborach w kalendarzu, czyli prezydenckich. Wtedy można próbować się skrzykiwać, z czym mieliśmy do czynienia w przypadku Komorowskiego, gdy reszta wystawiła niepoważnych kandydatów. To jest jednak pieśń odległej przyszłości. Jeśli chodzi o samorządy, to będzie zaciekła walka o resztówki stanowisk i nie sądzę, żeby partie okopane w samorządach, takie jak PO, PSL czy SLD kwapiły się do masowego wpuszczania na listy przedstawicieli nowej opozycji. To będzie trudna gra o stanowiska, a koalicje mogą zachodzić np. w walkach o prezydentów miast. Wielki blok, który dokonałby skoku na tort polityczny, jest raczej trudny do wyobrażenia.
Skoro nowa opozycja nie ma na co liczyć w samorządach, to może znów PSL?
- Obawiam się, że przy uczciwie liczonych wyborach jest bez szans. Może w wyborach samorządowych osiągnie ten próg 5%, ale sen o potędze, o drugiej sile czy wyniku dwucyfrowym, powtarzając za biskupem Krasickim – między bajki włożę.
Wróćmy na koniec do wspomnianych wyborów prezydenckich. Opozycja może skupić się wokół wspólnego kandydata. Wokół Tuska?
- Nie sądzę, dynamika sprawy smoleńskiej i blamaż Tuska w Europie sprawia, że jest on dla opozycji najgorszym z możliwych kandydatów. Ja optymistycznie sądzę, że Tusk do kraju nie wróci, a jeśli tak, to będzie go czekał długi wyrok w którymś z zakładów karnych.
Rozmawiał Michał Dzierżak.