Tusk, migranci i manipulacje. Kto naprawdę dyktował mu narrację?
Donald Tusk od lat prowadzi cyniczną grę w sprawie polityki migracyjnej – jedno mówi w Brukseli, a drugie w Warszawie. Gdy był przewodniczącym Rady Europejskiej, twardo forsował unijny mechanizm relokacji migrantów i groził sankcjami krajom, które sprzeciwiały się tym rozwiązaniom. Gdy wrócił do polskiej polityki, nagle stał się obrońcą granic i przeciwnikiem unijnych dyrektyw.
W tej sprawie gra na wielu fortepianach, lecz z każdego wydobywają się fałszywe nuty. Jego narracja zmieniała się w zależności od politycznych potrzeb, ale analiza jego wypowiedzi ujawnia brutalną prawdę – polityka migracyjna według Tuska oraz jego rzekomo krytyczny stosunek do paktu migracyjnego to jedna wielka mistyfikacja
Szef Rady Europejskiej – zwolennik relokacji
W 2017 roku Komisja Europejska zagroziła Polsce, Austrii i Węgrom sankcjami za odmowę uczestnictwa w mechanizmie relokacji migrantów. Wtedy Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, jednoznacznie poparł unijne rozwiązania.
Więcej – pozwolił sobie nawet na sformułowanie pod adresem krytyków tego paktu, w tym rządu polskiego, gróźb o charakterze sankcji finansowych.
– Jeśli polski rząd jako jeden z dwóch czy trzech w Europie zdecyduje się nie uczestniczyć w solidarnym podziale obowiązków w sprawie uchodźców, to będą tego konsekwencje. Takie są zasady w Unii Europejskiej
– mówił 17 maja 2017 roku.
Tusk wyraźnie stawiał Polskę przed wyborem: podporządkowanie się unijnej polityce migracyjnej lub poniesienie politycznych i ekonomicznych konsekwencji. Było to zgodne z jego rolą w UE, ale całkowicie sprzeczne z jego późniejszą narracją w kraju.
Kampania wyborcza 2023 – zmiana narracji
Tusk wie, że Polacy nie chcą być zmuszani do przyjmowania migrantów spoza Europy. Co istotne, sprzeciwiają się temu bez względu na swoje sympatie polityczne. To dlatego, po powrocie do krajowej polityki rozpoczął kampanię wyborczą, w której postanowił zmienić front.
W lipcu 2023 roku, na chwilę przed startem kampanii wyborczej do parlamentu, opublikował film, w którym oskarżył PiS o rzekome sprowadzanie migrantów spoza Europy.
- Oglądamy wstrząśnięci sceny z brutalnych zamieszek we Francji – i właśnie teraz Kaczyński przygotowuje dokument, dzięki któremu do Polski przyjedzie jeszcze więcej obywateli z państw takich jak – cytuję – Arabia Saudyjska, Indie, Islamska Republika Iranu, Katar, Emiraty Arabskie, Nigeria, czy Islamska Republika Pakistanu
- kłamał w zamieszczonym filmiku.
Odnosił się w ten sposób do wymyślonej „afery wizowej”, która do dzisiaj – mimo powołania komisji śledczej – nie została nawet w najmniejszym stopniu potwierdzona, obnażając w ten sposób prawdziwe intencje ekipy Tuska w tamtym czasie.
- Kaczyński jednocześnie szczuje na obcych, i na imigrantów, a jednocześnie chce ich wpuścić setki tysięcy, i to właśnie z takich państw
- mówił w materiale, który był "kamieniem węgielnym" pod największe kłamstwo polityczne ostatnich lat.
Dokładnie w tym samym czasie stratedzy PO nakręcali przygotowaną przez niemieckie agencje PR-owe „aferę wizową” – czystą manipulację mającą osłabić antyimigracyjną narrację PiS-u, że pakt migracyjny jest zagrożeniem dla Polski.
Rada Krajowa PO i unieważnienie referendum
To było jednak mało. 16 sierpnia 2023 roku podczas Rady Krajowej PO, Donald Tusk postanowił podważył sens referendum ws. polityki migracyjnej, które zapowiedziało Prawo i Sprawiedliwość. Polacy mieli się w tej sprawie wypowiedzieć w dniu elekcji do Sejmu i Senatu.
– Uroczyście przed wami unieważniam to referendum
– oświadczył, arbitralnie decydując, że Polacy nie powinni mieć głosu w tej sprawie.
Ta butna deklaracja Tuska pokazała jego prawdziwe intencje oraz cyniczne podejście do demokracji – arbitralnie odrzucił mechanizmy obywatelskiej decyzji, bo nie pasowały do jego politycznych kalkulacji oraz zleceń z zewnątrz.
Kluczową dla Polski kwestię sprowadził do populistycznego show, w którym to on sam uzurpował sobie prawo do decydowania, co jest ważne, a co nie.
Reakcja premiera Mateusza Morawieckiego była natychmiastowa i stanowcza, lecz już wówczas przeciw jego rządowi działała w pełni uruchomiona machina propagandowa, zasilana środkami z zagranicy.
- Unieważniać, panie Tusk, to pan sobie może referendum w Niemczech, jak przyjaciele z Berlina panu pozwolą. Tu jest Polska i my przeprowadzimy referendum zgodnie z wolą Polaków
– odpowiedział premier Morawiecki.
Tusk przejmuje władzę i milcząco akceptuje pakt
13 grudnia 2023 roku nowy rząd został zaprzysiężony. Zaledwie tydzień później Donald Tusk wziął udział w posiedzeniu Rady Europejskiej, podczas którego zapadły kluczowe decyzje dotyczące ostatecznego kształtu paktu migracyjnego.
Nieprzypadkowo właśnie tego dnia, 20 grudnia, rządzący w sposób brutalny i nielegalny przejęli TVP. Polacy nie usłyszeli o pakcie migracyjnym – cała uwaga społeczeństwa skupiła się na siłowym przejęciu niezależnych mediów.
– Dzień dobry! Mam świetne wieści – mamy porozumienie w sprawie paktu migracyjnego, nad którym pracowaliśmy dwa ostatnie dni
– ogłosiła wtedy Ylva Johansson, komisarz ds. wewnętrznych.
Tu warto zaznaczyć, że pierwotna data posiedzenia Rady Europejskiej była ustalona na 14 grudnia. Unijni urzędnicy nie byli jednak pewni, czy Donald Tusk będzie już premierem, dlatego posiedzenie zostało przesunięte o tydzień.
Dzisiaj jest już oczywiste, że irytacja Tuska z powodu przeciągającego się procesu powierzenia mu misji tworzenia rządu wynikała właśnie z jego zobowiązań i chęci uczestnictwa w posiedzeniu Rady Europejskiej, która decydowała o pakcie migracyjnym.
- Symptomatyczne jest to, że porozumienie w sprawie paktu migracyjnego osiągnięto tydzień po tym, jak władzę w Polsce przejął Donald Tusk
– mówi dzisiaj w rozmowie z portalem tvrepublika.pl rzecznik PiS, Rafał Bochenek
Będziemy "beneficjentami" tego paktu ...
Ostateczne zatwierdzenie paktu migracyjnego miało miejsce w maju ubiegłego roku podczas posiedzenia ministrów finansów Unii Europejskiej.
W przyjętym dokumencie zapisano m.in., że państwa członkowskie będą solidarnie przejmować migrantów z krajów najbardziej obciążonych falą migracyjną.
Choć tego rodzaju decyzje tradycyjnie wymagają jednomyślności na forum Rady Europejskiej, polski minister na tym gremium wyraził zgodę na zastosowanie procedury głosowania większością kwalifikowaną.
To sprytne zagranie pozwoliło premierowi zachować polityczny balans – z jednej strony zademonstrować na użytek krajowej opinii publicznej stanowisko przeciwne narzucanym przez Brukselę rozwiązaniom, z drugiej zaś nie narażać się na konflikt z unijnymi partnerami. W efekcie Tusk mógł utrzymywać, że Polska nie zgodziła się na pakt migracyjny, choć w rzeczywistości jego przyjęcie stało się już jedynie formalnością.
– Minister reprezentujący mój rząd głosował przeciw przyjęciu paktu migracyjnego. Od początku stanowisko Polski było tutaj jasne
– mówił Tusk tuż po przyjęciu dokumentu.
Premier próbował nawet przekonywać, że Polska nie tylko nie poniesie konsekwencji nowych regulacji, ale wręcz może na nich skorzystać, stając się ich beneficjentem.
– Polska będzie beneficjentem paktu migracyjnego. Nie będziemy za nic płacić, nie będziemy musieli przyjmować żadnych migrantów z innych kierunków, Unia Europejska nie narzuci nam żadnych kwot migrantów
– zapewniał.
Narracja ta, choć oficjalnie uspokajająca, budziła jednak wątpliwości. Wielu ekspertów zwracało uwagę, że realne konsekwencje paktu mogą okazać się inne, a elastyczne interpretacje jego zapisów, którymi posłużył się Tusk, wcale nie gwarantują, że Polska pozostanie wolna od zobowiązań wynikających z nowego mechanizmu relokacyjnego.
Nowe stanowisko na nowe wybory
Widząc, że kwestia migracji stanie się jednym z kluczowych tematów w nadchodzących miesiącach, aż do wyborów prezydenckich w maju 2025 roku, Donald Tusk podczas Rady Krajowej 13 października 2024 r. zapowiedział, że będzie domagał się europejskiego uznania dla decyzji o czasowym i terytorialnym zawieszeniu prawa do azylu, podbijając tym samym stawkę w debacie na temat polityki migracyjnej.
- Państwo musi odzyskać stuprocentową kontrolę nad tym, kto do Polski wjeżdża
– powiedział Donald Tusk
Trzy dni później rząd ogłosił strategię migracyjną, a Rada Ministrów formalnie ją zatwierdziła, deklarując walkę z nielegalną imigracją na wschodniej granicy i dostosowanie przepisów do nowych wyzwań. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że to jedynie przygotowywanie terenu pod zbliżającą się kampanię prezydencką w maju 2025 roku.
Świadczył o thym fakt, że zaskakującym sprzymierzeńcem tej inicjatywy okazała się Ursula von der Leyen, która tym razem nie skrytykowała propozycji, lecz enigmatycznie zasugerowała, że może ona mieścić się w ramach unijnego prawa.
– Mamy jasność co do tego, że jeśli takie rozwiązania są czasowe i proporcjonalne, jak widzieliśmy w przypadku Finlandii i krajów bałtyckich, to działają w ramach obowiązujących przepisów
– powiedziała po posiedzeniu Rady Europejskiej.
Cytowani przez media dyplomaci, zwracali uwagę, że tego rodzaju decyzje są odzwierciedleniem politycznego przesunięcia w prawo w całej Unii Europejskiej, a także wynikiem napięć związanych z nadchodzącymi wyborami – zwłaszcza prezydenckimi w Polsce oraz politycznym przesileniem w Niemczech.
Niemcy podrzucają migrantów
Rzecz w tym, że zagrożenie dla Polski zaczęło nadchodzić z innej strony, niż ta, o której nieustannie mówi Donald Tusk.
W czasie, gdy kreował się na obrońcę granic przed migrantami, media informowały o kolejnych przypadkach nielegalnych przekroczeń granicy – tyle że nie ze wschodu, a z zachodu. W biały dzień, jak i pod osłoną nocy, niemieccy funkcjonariusze policji oraz służb granicznych podrzucali migrantów na terytorium Polski.
Szybko okazało się, że nie były to pojedyncze incydenty. Jak wynika z danych uzyskanych przez portal tvrepublika.pl, od 1 stycznia do 15 grudnia 2024 roku niemieckie służby przeprowadziły 9 620 zawróceń migrantów na polską stronę oraz 860 deportacji bezpośrednio z terytorium Niemiec.
– W Polsce mamy do czynienia z niekontrolowanym napływem migrantów z Niemiec. Jest to sytuacja paradoksalna, ale kierunek zachodni okazuje się znacznie groźniejszy niż wschodni
– mówi naszemu portalowi były minister spraw wewnętrznych i administracji, Maciej Wąsik z PiS.
Jego zdaniem rząd Donalda Tuska nie sprawuje należytej kontroli nad polsko-niemiecką granicą, mimo że to właśnie Niemcy wprowadziły kontrole graniczne, m.in. na odcinku z Polską.
– Tymczasem Polska nie podjęła żadnych działań na własnej granicy
– podsumowuje reakcję władz na niemieckie „wrzutki” były minister.
Jednomyślność za przyśpieszeniem
30 stycznia br. w Warszawie odbyło się nieformalne posiedzenie unijnych ministrów spraw wewnętrznych. Podczas spotkania, jego uczestnicy mieli zgodzić się co do tego, że pakt migracyjny powinien wejść w życie szybciej, niż to zakładano.
Podobnie jak w grudniu 2023 roku, tak i tym razem, okazało się, że w kwestii potajemnej implementacji paktu migracyjnego rząd Donalda Tuska ma szczegółowo rozpisany scenariusz działań.
Wówczas opinia publiczna była skoncentrowana na przejęciu TVP, natomiast pod koniec stycznia tematem dnia stało się doprowadzenie byłego ministra sprawiedliwości na posiedzenie komisji ds. Pegasusa.
Tym samym, polska opinia publiczna dowiedziała się o przyśpieszeniu implementacji paktu migracyjnego nie z polskich mediów, ale z konferencji prasowej niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Najpierw głos zabrał rzecznik prasowy tego resortu, mówiąc o "jednomyślności", a następnie sama minister, Nancy Faeser.
- Naszym głównym priorytetem pozostaje jak najszybsze wdrożenie wspólnego pakietu azylowego i migracyjnego. I w imieniu niemieckiego rządu mogę powiedzieć, że wspólne europejskie działania nie będą zagrożone poprzez niebezpieczne indywidualne posunięcia poszczególnych krajów
- stwierdziła.
Co ciekawe, rząd Donalda Tuska nadal przekonuje opinię publiczną, że konsekwentnie walczy z niekontrolowaną migracją, choć kulisy negocjacji zdają się mówić coś zupełnie innego.
Tusk swoje, a Komisja Europejska swoje
3 stycznia br., po tym jak ustalenia ze spotkania ministrów spraw wewnętrznych UE ujrzały światło dzienne, do sprawy paktu migracyjnego postanowił się odnieść Donald Tusk.
- Między innymi dlatego, że byłem szefem Rady Europejskiej ten mechanizm nigdy nie został wprowadzony w życie i Polska nie będzie nigdy częścią tego mechanizmu. Ja tę sprawę zamknąłem już dawno i nie widzę powodu, żeby to powtarzać
– mówił na konferencji prasowej.
Tym samym, premier Tusk oświadczył, że nie ma takiej możliwości, aby Polska miała zostać obciążona obowiązkiem przyjmowania migrantów lub opłatami za odmówienie im do Polski wjazdu. Uzasadniał to faktem przyjmowania Ukraińców z terenów objętych wojną.
- Ukraina może liczyć na naszą solidarność, ale cała Europa musi zrozumieć, że Polska ponosi z tego tytułu ciężary i mają nam pomagać, a nie nakładać jakiekolwiek nowe ciężary
– skonstatował.
Powiedział również coś, co zabrzmiało tak, jakby jego władza wykraczała poza unijne dokumenty, które jeszcze kilka lat wcześniej jako szef Rady UE, akceptował, a nawet próbował je egzekwować.
- W rozmowach z moimi partnerami wykluczam taki scenariusz, że Polska musi coś zrobić, bo tak mówi pakt migracyjny
– wypalił.
Na reakcję Komisji Europejskiej, nie trzeba było czekać długo. Jej głos zaprezentował Markus Lammert, rzecznik prasowy, który poinformował we wtorek, że prawo Unii Europejskiej jest dla wszystkich państw UE wiążące, a nowy pakt migracyjny również podlega tej zasadzie.
Próbował sprawę rozmywać, tłumacząc, że pakt zawiera pewną elastyczność, na przykład dla krajów, które zmagają się z dużym napływem migrantów, ale ocena tego będzie dokonywana po jego wejściu w życie.
- Prawo UE jest wiążące dla państw członkowskich i pakt migracyjny w związku z jego wejściem w życie jest obowiązującym prawem
- powiedział rzecznik Lammert.
Tematy zastępcze, zamiast rzetelnej dyskusji
Rząd Donalda Tuska i sam premier, do perfekcji opanowali unikania poważnej dyskusji na temat paktu migracyjnego, a także jego konsekwencji dla przyszłości Polski.
Gdy tylko pojawia się zagadnienie wymagające rzetelnej debaty, zamiast merytorycznych odpowiedzi serwuje się polityczne manewry i zastępcze tematy. Tak jest i tym razem.
Klub parlamentarny PiS złożył wniosek, aby na bieżącym posiedzeniu Sejmu premier Donald Tusk przedstawił informację na temat implementacji paktu migracyjnego. Zamiast rzeczowej odpowiedzi do parlamentu wpłynął wniosek ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Adama Bodnara o uchylenie immunitetu Mariuszowi Błaszczakowi.
- My musimy doprowadzić do tego, żeby pakt migracyjny został wyrzucony do kosza. On zagraża bezpieczeństwu wewnętrznemu naszej ojczyzny
– powiedział dzisiaj na konferencji prasowej Mariusz Błaszczak
A wszystko to dzieje się w czasie i momencie, kiedy prezes Trybunału Konstytucyjnego, Bogdan Święczkowski, ogłosił na konferencji prasowej, że w Polsce doszło do "zamachu stanu". W takich warunkach i przy takim konflikcie wewnętrznym, do którego doprowadził rząd Donalda Tuska, pakt migracyjny wydaje się być tematem drugorzędnym, ale tylko pozornie.
Źródło: Republika
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X
W dłuższej perspektywie czasu, konsekwencje implementacji paktu migracyjnego, będą rozsadzać Polskę od wewnatrz jeszcze bardziej.