Gościem programu "10/04/2010 Fakty" był Tomasz Ziemski, członek podkomisji MON ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej.
Biegli prokuratorzy w swoim oświadczeniu napisali:
– Po zrekonstruowaniu odłamków drugiej sekcji slotów okazało się, że poszycie wierzchnie jest wyrwane od środka konstrukcji na zewnątrz i brakuje w środku żebra usztywniającego ten element. W tym miejscu nastąpił wzrost ciśnienia i rozerwanie elementu od środka. Nie był miażdzony. Mamy na to dowód w postaci zachowanych szczątków – zapewniał Ziemski.
– Gdyby skrzydło uderzyło w jakąkolwiek przeszkodę, z poszycia, noska zostałaby jedna wielka miazga. Mamy zupełnie inny efekt. Cienkie poszycie noska jest wyrwane z konstrukcji, są otwory po wyrwanych nitach. To samo dotyczy slotów – są rozerwane od wewnątrz – kontynuował członek podkomisji smoleńskiej.
– Z tego odłamka znaleziono fragment, jako oddzielny. To brakujący element z żebra numer 27. Jeżeli odłamek poszycia wierzchniego był elementem większej konstrukcji to poświadcza on mniej więcej o miejscu rozerwania. Odnaleziono go przed szosą Kutuzowa, ponad 200 metrów za nieszczęśliwym drzewem zwanym brzozą Bodina – odniósł się do elementu, który prezentował podczas tłumaczenia.
List do prof. Biniendy
– Został skierowany list do Wiesława Biniendy, w którym zarzuca się panu profesorowi, że modele rekonstrukcyjne skrzydła użyte do doświadczeń uderzenia w brzozę są niewłaściwe, nieprofesjonalne – mówił nam Tomasz Ziemski.
– Ten pan raczył napisać w swoim liście, że model, który wykonał porf. Binienda wynikał z nieprofesjonalnej konstrukcji skrzydła, ponieważ według autora listu cienkie, aluminiowe poszycie skrzydła jest przymocowane do usztywnień. Pojęcie cienkiego poszycia jest bardzo względne – to trzeba zdefiniować. Autor użył również pojęcia, że to poszycie jest aluminiowe – niestety jako inżynier powinien wiedzieć, że konstrukcje skrzydeł wykonywane są nie z aluminium, tylko z duraluminium, które jest materiałem o wiele bardziej wytrzymalszym. Sugerowanie, że poszycie jest cienkie jest bezzasadne i nieadekwatne do zadania, jakie postawił sobie prof. Binienda. W pierwszej fazie pracy nad tym modelem - pan profesor zwrócił się do odpowiednich organów o to, żeby udostępnili mu dokumentacje Tupolewa, aby mógł przyjąć odpowiednie wartości. Niestety takiej dokumentacji nie dostał – podkreślił.
– Pierwotnie faktycznie prof. przyjął dane, które przysłali mu inżynierowie z pracowni konstrukcyjnej. (…) Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego był tak duży opór, aby udostępnić panu profesorowi pełną dokumentację tego skrzydła. Wszystko dlatego, że poszycie samolotu nie jest jednorodne – dodał.– Po dokładnym zbadaniu analogicznego skrzydła w samolocie TU154M okazało się, że grubość tego poszycia nie jest jednakowa na całej długości. (…) Diabeł tkwi w szczegółach! I takim szczegółem najważniejszym – przesądzającym o konstrukcji budowy skrzydła i poszycia jest miejsce, w którym drzewo miało mieć kontakt ze skrzydłem! Nas interesuje konkretnie to miejsce. Okazuje się, że dokładnie w tym miejscu poszycie tego skrzydła jest bardzo wzmocnione – mówił nam członek podkomisji MON ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej.