Przejdź do treści
Terlikowska: Femimatrix i złożone parasolki
Telewizja Republika

Nie tego spodziewały się organizatorki kolejnych czarnych protestów. Już widziały te miliony kobiet na barykadach, a tymczasem wyszła klapa. Kobiety się wymiksowały.

Po „czarnym poniedziałku” 3 października zwolennicy aborcji poczuli moc. Na ulice wyszło sto tysięcy kobiet. Biorąc jednak pod uwagę choćby przychylność największych mediów, które temat podgrzewały, wynik aż tak imponujący nie jest. Dość wspomnieć, że na Marsze Życia wychodzi znacznie więcej osób, i to bez medialnego wsparcia. Organizatorzy drugiej edycji czarnych protestów liczyli co najmniej na powtórkę tego wyniku. Już nawet obwieścili, że to kobiety obalą rząd, na czele którego nomen omen stoi kobieta. A tu wielka klapa. Stawiło się niewiele kobiet. Gdzie więc podziały się te, które jeszcze trzy tygodnie temu licznie, mimo deszcz, wyszły na ulice?

Po pierwsze, część z nich wkurzyła się na to, że została oszukana i zmanipulowana. Wyszły na ulice, bo zewsząd słyszały, że zmiany prawne chroniące życie spowodują, że a) kobiety będą masowo umierać przy porodach; b) żaden lekarz nie podejmie się ratowania ich życia; c) nie będą miały dostępu do badań prenatalnych i do leczenia swoich dzieci, jeśli te będą chore, i kilka innych kłamstw, które obecne były w debacie publicznej. Feministki pozostawały jednak oporne na wszelkie próby odkłamania swoich tez. Tkwiły w swoim matrixie i straszyły opowieściami, przy których bajki Braci Grimm to pikuś. A wystarczyło, zamiast zaufać w tym temacie liberalnym mediom, usiąść i przeczytać dwie strony projektu ustawy Ordo Iuris, tak jak zrobiła to Maja Bohosiewicz. Może więc kobiety odrobiły zaległą lekcję i drugi raz nabrać się nie dały.

Po drugie, casus Natalii Przybysz też sprawie nie pomógł. Wiele kobiet uznało, że walka o aborcję w celu rozwiązania problemów mieszkaniowych, to nie jest ich walka. Sukcesem organizacji pro-life jest to, że jednak zdecydowana część kobiet nie popiera aborcji na życzenie, ani z przyczyn społecznych. A temu miała pomóc historia piosenkarki. Tyle że zamiast pomóc skłóciła środowiska zaangażowane w czarny protest. Te same kobiety, które wyszły z parasolkami 3 października, które na portalach społecznościowych w awatarach mają czarne protesty, odcięła się od narracji prezentowanej przez panią Przybysz. Dla nich nie był to ani akt odwagi, ani solidarności z kobietami, które aborcji dokonały. Tak jak wielu przeciwników aborcji argumentacja piosenkarki je zmroziła. Uznały, że to przesada, że nie o to walczyły. Złożyły więc parasolki i zajęły się swoimi sprawami.

Po trzecie, do końca nie wiadomo, o co tak naprawdę walczyły panie, które jeszcze parasolek nie złożyły (oprócz tego, że waliły nimi po głowach obrońców życia). „To jest wielki bunt przeciwko pogardzie wobec kobiet, przeciwko opresji, która je dotyka" – tłumaczyła Barbara Nowacka. Same frazesy, pod którymi kryją się odwieczne postulaty lewicy, czyli legalizacja aborcji, refundacja antykoncepcji i edukacja seksulanej. Żeby było pikantniej wszystko podlane antyklerykalnym sosem w postaci "Konferencji Eposkopatu Polek". Jak na razie lewicowa wrażliwość na sprawy kobiece nie przekonuje wyborów. Ci, którzy liczyli na to, że najwięcej ugrają na buncie kobiet, cały czas są poniżej progu wyborczego. Sondaż wyboczy przeprowadzony 20 października, czyli już po czarnych protestach, partiom lewicowym nie pomógł. Główny rozgrywający, czyli Partia Razem, może poszczycić się dwuprocentowym poparciem wyborców.

Przeciętna kobieta w nosie ma lewicowe postulaty. Ona chce pracować, chce mieć gdzie wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim, chce móc godzić pracę z opieką nad dziećmi (z przyczyn ekonomicznych wiele kobiet po prostu musi pracować, nie ma żadnego wyboru), w końcu chce mieć godne zabezpieczenie na starość. Problemy kobiet to nie brak edukacji seksualnej, a choćby długie kolejki do specjalistów, to jeszcze ciągle brak godnych warunków w szpitalach dla rodziców, którzy towarzyszą w chorobie swoim dzieciom, to często brak empatii, której doświadczają choćby w sytuacji poronienia.

Po czwarte, ja ma wrażenie, że żyjemy w dwóch równoległych światach. Jeden to ten realny, drugi zwany femimatrixem, który zbudowany jest na kłamstwach i manipulacjach. Jak choćby tych, że kobieta, która poroni, czuje jedynie ulgę (prof. Monika Płatek). Spotkałam wiele kobiet, które straciły swoje dzieci na różnych etapach ciąży i żadna z tego powodu ani nie czuła ulgi, ani nie skakała z radości. Czuły smutek, żal, przygnębienie i to nie tylko w momencie poronienia, ale też znacznie, znacznie później. Bo straciły dziecko. Nie zlepek komórek, tylko własne dziecko. Dlatego wyjątkowym brakiem szacunku jest bagatelizowanie tej kwestii i wykorzystywanie jej do walki o legalną aborcję.

 

Bo – powiedzmy sobie szczerze – w czarnych protestach, w czarnych strajkach nie o kobiety chodzi, nie o żadną kobiecość, nawet nie kobiecą solidarność. Kobieta chroni życie, a nie się go pozbywa pod byle pretekstem, w imię fałszywie rozumianej wolności. I dlatego kobiety dały sobie spokój, na placu boju zostały dziewuhy – te metrykalne i mentalne, owładnięte manią walki o zabijanie dzieci. Tylko doprawdy trudno je traktować poważnie

Po „czarnym poniedziałku” 3 października zwolennicy aborcji poczuli moc. Na ulice wyszło sto tysięcy kobiet. Biorąc jednak pod uwagę choćby przychylność największych mediów, które temat podgrzewały, wynik aż tak imponujący nie jest. Dość wspomnieć, że na Marsze Życia wychodzi znacznie więcej osób, i to bez medialnego wsparcia. Organizatorzy drugiej edycji czarnych protestów liczyli co najmniej na powtórkę tego wyniku. Już nawet obwieścili, że to kobiety obalą rząd, na czele którego nomen omen stoi kobieta. A tu wielka klapa. Stawiło się niewiele kobiet. Gdzie więc podziały się te, które jeszcze trzy tygodnie temu licznie, mimo deszcz, wyszły na ulice?

Po pierwsze, część z nich wkurzyła się na to, że została oszukana i zmanipulowana. Wyszły na ulice, bo zewsząd słyszały, że zmiany prawne chroniące życie spowodują, że a) kobiety będą masowo umierać przy porodach; b) żaden lekarz nie podejmie się ratowania ich życia; c) nie będą miały dostępu do badań prenatalnych i do leczenia swoich dzieci, jeśli te będą chore, i kilka innych kłamstw, które obecne były w debacie publicznej. Feministki pozostawały jednak oporne na wszelkie próby odkłamania swoich tez. Tkwiły w swoim matrixie i straszyły opowieściami, przy których bajki Braci Grimm to pikuś. A wystarczyło, zamiast zaufać w tym temacie liberalnym mediom, usiąść i przeczytać dwie strony projektu ustawy Ordo Iuris, tak jak zrobiła to Maja Bohosiewicz. Może więc kobiety odrobiły zaległą lekcję i drugi raz nabrać się nie dały.

Po drugie, casus Natalii Przybysz też sprawie nie pomógł. Wiele kobiet uznało, że walka o aborcję w celu rozwiązania problemów mieszkaniowych, to nie jest ich walka. Sukcesem organizacji pro-life jest to, że jednak zdecydowana część kobiet nie popiera aborcji na życzenie, ani z przyczyn społecznych. A temu miała pomóc historia piosenkarki. Tyle że zamiast pomóc skłóciła środowiska zaangażowane w czarny protest. Te same kobiety, które wyszły z parasolkami 3 października, które na portalach społecznościowych w awatarach mają czarne protesty, odcięła się od narracji prezentowanej przez panią Przybysz. Dla nich nie był to ani akt odwagi, ani solidarności z kobietami, które aborcji dokonały. Tak jak wielu przeciwników aborcji argumentacja piosenkarki je zmroziła. Uznały, że to przesada, że nie o to walczyły. Złożyły więc parasolki i zajęły się swoimi sprawami.

Po trzecie, do końca nie wiadomo, o co tak naprawdę walczyły panie, które jeszcze parasolek nie złożyły (oprócz tego, że waliły nimi po głowach obrońców życia). „To jest wielki bunt przeciwko pogardzie wobec kobiet, przeciwko opresji, która je dotyka" – tłumaczyła Barbara Nowacka. Same frazesy, pod którymi kryją się odwieczne postulaty lewicy, czyli legalizacja aborcji, refundacja antykoncepcji i edukacja seksulanej. Żeby było pikantniej wszystko podlane antyklerykalnym sosem w postaci "Konferencji Eposkopatu Polek". Jak na razie lewicowa wrażliwość na sprawy kobiece nie przekonuje wyborów. Ci, którzy liczyli na to, że najwięcej ugrają na buncie kobiet, cały czas są poniżej progu wyborczego. Sondaż wyboczy przeprowadzony 20 października, czyli już po czarnych protestach, partiom lewicowym nie pomógł. Główny rozgrywający, czyli Partia Razem, może poszczycić się dwuprocentowym poparciem wyborców.

Przeciętna kobieta w nosie ma lewicowe postulaty. Ona chce pracować, chce mieć gdzie wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim, chce móc godzić pracę z opieką nad dziećmi (z przyczyn ekonomicznych wiele kobiet po prostu musi pracować, nie ma żadnego wyboru), w końcu chce mieć godne zabezpieczenie na starość. Problemy kobiet to nie brak edukacji seksualnej, a choćby długie kolejki do specjalistów, to jeszcze ciągle brak godnych warunków w szpitalach dla rodziców, którzy towarzyszą w chorobie swoim dzieciom, to często brak empatii, której doświadczają choćby w sytuacji poronienia.

Po czwarte, ja ma wrażenie, że żyjemy w dwóch równoległych światach. Jeden to ten realny, drugi zwany femimatrixem, który zbudowany jest na kłamstwach i manipulacjach. Jak choćby tych, że kobieta, która poroni, czuje jedynie ulgę (prof. Monika Płatek). Spotkałam wiele kobiet, które straciły swoje dzieci na różnych etapach ciąży i żadna z tego powodu ani nie czuła ulgi, ani nie skakała z radości. Czuły smutek, żal, przygnębienie i to nie tylko w momencie poronienia, ale też znacznie, znacznie później. Bo straciły dziecko. Nie zlepek komórek, tylko własne dziecko. Dlatego wyjątkowym brakiem szacunku jest bagatelizowanie tej kwestii i wykorzystywanie jej do walki o legalną aborcję.

Bo – powiedzmy sobie szczerze – w czarnych protestach, w czarnych strajkach nie o kobiety chodzi, nie o żadną kobiecość, nawet nie kobiecą solidarność. Kobieta chroni życie, a nie się go pozbywa pod byle pretekstem, w imię fałszywie rozumianej wolności. I dlatego kobiety dały sobie spokój, na placu boju zostały dziewuczhy – te metrykalne i mentalne, owładnięte manią walki o zabijanie dzieci. Tylko doprawdy trudno je traktować poważnie

Telewizja Republika

Wiadomości

Nakazał masową produkcję dronów kamikadze. Uderzą na Ukrainę?

Sutyrk zwolniony za poręczeniem. Prokuratura stawia zarzuty

Trump spotkał się z zagranicznym przywódcą. Nieprzypadkowy wybór

Chaos w nowozelandzkim parlamencie. Podarła ustawę i zatańczyła

Reżim kubański więzi nieletnich. Uznał ich za opozycjonistów

Pierwsza duża gospodarka, która odeszła od węgla

Nowy minister od zdrowia w USA. Antyszczepionkowiec

Gwiazda NBA do Demokratów: "Przegraliście. Siedźcie cicho!"

Aktorka martwi się o Amerykanów, którzy „nie mają możliwości ucieczki"

Kurski: jednego dnia Sutryk popiera Trzaskowskiego, drugiego przychodzi po niego CBA. To sprawka Tuska.

Gembicka: Tusk pręży muskuły i mówi, że nie wpuści migrantów, a za plecami Polaków zgadza się na wszystko

Ujawniamy! To im Sutryk zafundował studia. ZOBACZ!

Nitras wzywa imienia Jezus na wieść o zatrzymaniu Sutryka

Mocny komentarz Obajtka ws. wyników Orlenu: to niszczenie naszego narodowego koncernu

Motoryzacyjna pamiątka po wojnie znaleziona pod ziemią

Najnowsze

Nakazał masową produkcję dronów kamikadze. Uderzą na Ukrainę?

Reżim kubański więzi nieletnich. Uznał ich za opozycjonistów

Pierwsza duża gospodarka, która odeszła od węgla

Nowy minister od zdrowia w USA. Antyszczepionkowiec

Gwiazda NBA do Demokratów: "Przegraliście. Siedźcie cicho!"

Sutyrk zwolniony za poręczeniem. Prokuratura stawia zarzuty

Trump spotkał się z zagranicznym przywódcą. Nieprzypadkowy wybór

Chaos w nowozelandzkim parlamencie. Podarła ustawę i zatańczyła