Tego nie możesz PRZEGAPIĆ! Oto "ALFABET" Cenckiewicza, czyli...
O IPN-ie, „Bolku”, wielkich politykach i ważnych świętych, o heavymetalowym epizodzie z lat młodości i sportowych fascynacjach oraz o Leśnym – najlepszym antydepresancie – w „Alfabecie Cenckiewicza”, opublikowanym w miesięczniku "Nowe Państwo" nr. 1/2017.
Archiwum – miejsce niebywałych emocji, doznań, odkryć, pomysłów, refleksji, przemyśleń i perspektyw, w którym spędziłem (i pewnie spędzę) kawał swojego życia, wycierając spodnie w Ameryce, Anglii, a przede wszystkim w kraju. Najbardziej lubię być w nim sam albo prawie sam, no i w okolicach świąt czy tzw. długich weekendów, bo wtedy panuje tam cisza
Bobola Andrzej – święty, męczennik. Moja wiara w ostateczne ocalenie Polski związana jest z jego proroctwem i wolą ogłoszenia go głównym patronem Polski. Biblioteka – mam trzy ulubione: własną, narodową i publiczną w Nowym Jorku. Najbardziej tęsknię za swoimi książkami, które mam bodajże już w trzech lokalizacjach. Mam ich około 15 tysięcy i odnoszę wrażenie, że każdą z nich pamiętam. Książka jest chyba moją największą miłością. Mam też zacięcie bibliofilskie i trochę książek opatrzonych dedykacjami wielkich ludzi. Wszystko do tego stopnia spsiało (bez obrazy psów!), że jak mnie złodzieje okradali, to nawet na półki nie spojrzeli, rzucając się na bezwartościowe komputery.
„Bolek”– czyli Wałęsa Lech: największe oszustwo w najnowszych dziejach Polski! Podkulturowy typ ludzki z Leni Wielkich, który stał się narodowym dobrem i globalnym symbolem walki z komunizmem. W jego oficjalnym życiorysie w zasadzie nic się nie zgadza. Straszny tchórz, kombinator, wyjątkowy egot, „król życia”, kłamczuch, konfident SB, marionetka w rękach czerwonych, którzy nim jednocześnie pogardzali. Budowniczy Polski postkomunistycznej. Ale jednocześnie człowiek bezwzględny, cyniczny, bez empatii, bez miłości, z syndromem odrzucenia pierworodnego syna, a przez to niebezpieczny dla bliskich i Polski. Hodysz powiedział mi kiedyś o nim: „on zawsze z kimś musiał współpracować”. Ma respekt jedynie wobec silniejszych. Dowód na dobrze przeprowadzoną kombinację operacyjną z Matką Boską w klapie.
Dmowski Roman – w mojej opinii największy z polskich polityków w całych naszych dziejach. Kreator współczesnego narodu polskiego i twórca naszej niepodległości. Wyrachowany, realistyczny i nowoczesny, a jednocześnie dający poczucie dumy, wielkości i wiary we własne moce. Potrafiący sprzeciwić się większości i nieidący za głosem tanich emocji, analizujący krytycznie dzieje Polski i nasz narodowy charakter. Rzecznik ciężkiej pracy nad sobą, by wyrugować złe nawyki, przyzwyczajenia, automatyzmy. Dostrzegający znaczenie geografii, religii, kultury i cywilizacji w życiu narodów oraz w politycznych zapasach. A poza tym kulturalny, dowcipny, oczytany. Gentleman! Po prostu wielki!
Dziadek – mówiąc precyzyjnie „dziadek z UB”, czyli Mieczysław Cenckiewicz. Funkcjonariusz śledczy UB, potem N-karz (etat niejawny) SB kierujący sopockim „Grand Hotelem” i trójmiejski działacz partyjny. Postać kompletnie mi nieznana, a jednocześnie bliska ze względu na więzy krwi i fakt, że był oficerem bezpieki, co sam odkryłem, przeanalizowałem i podałem do publicznej wiadomości. „Lustracja” dziadka w 2003 r. stała się powodem do ataków na mnie, a pośrednio też moją mamę. Okrzyknięto nas „ubecką rodziną”, a mnie raz nawet polskim „Pawlikiem Morozowem”, innym znów razem „pomiotem ubeckim” (Wałęsa), „resortowym wnuczkiem”, który nie powinien pracować w IPN i… opisywać Wałęsy (Roman Daszczyński z „Gazety Wyborczej”). Ale historia „dziadka z UB” ma też swoje dobre strony. Wgląd w jego akta pozwolił mi zrekonstruować dzieje nieznanych przodków, a poza tym wyjaśnić coś, co mnie zawsze zastanawiało: dlaczego mój ojciec (też prawie mi nieznany) urodził się w Nysie. Teraz już wiem – dziadek Mieczysław służbowo łamał tam kości w kazamatach ubeckich.
Federacja Młodzieży Walczącej – pierwsza próba ogarnięcia świata, który mnie otaczał. Niezgoda na syf komunizmu, na marazm, na bezsens, no i bunt! Pierwsze poważne lektury, kontakty, piwo, wykłady i refleksje. I satysfakcja po latach, że nawet w ramach FMW na przełomie lat 1988 i 1989 zmieniłem barwy, przechodząc z anarchistyczno-iwentowej FMW Gdańsk pod skrzydła FMW Gdynia – organizacji antymagdalenkowej, antyokrągłostołowej, antywałęsowskiej, legalistycznej, prawicowej i na serio antykomunistycznej i integralnej. Bogu dzięki!
Grześ – czyli Grzegorz Lewandowski (1963–1967). Pierworodny syn Lecha Wałęsy, który utonął podczas zabawy. Najlepszy dowód na „kombinację operacyjną z Matką Boską w klapie”, która skutecznie wygumkowała historię Grzesia i jego mamy Wandy z oficjalnej biografii Wałęsy. Przez długie lata pozbawiony schludnej mogiły (którą z chwilą wyboru ojca na stanowisko prezydenta RP starano się zlikwidować!), a nawet elementarnej godności i własnej tożsamości. Dzięki uporowi (zadedykowałem Grzesiowi jedną z książek o Wałęsie) i wsparciu biskupa Wiesława Meringa uratowaliśmy i odrestaurowaliśmy grób Grzesia, który już nigdy nie będzie anonimowy. Przykład na to, że praca historyka może zyskać jakiś sens i kształt.
Heavy metal – w sumie część tego samego pejzażu co Lechia i FMW, czyli forma buntu! Zaczęło się w podstawówce od TSA, Saxon, Accept i Iron Maiden. Później był już trash… Metallica, Slayer, Megadeth, Kreator, eksperymenty z death metalem i hardcore’em, czyli syntezą metalu i punku (MOD, DRI), wyjazdy na koncerty. Porzuciłem to wszystko radykalnie i ostatecznie w 1992 r. uznając, że kłóci się to z katolicyzmem, który na nowo odkryłem.
Hodysz Adam – od końca lat 70. autentyczny bohater walki z komuną, a jednocześnie funkcjonariusz Wydziału Śledczego SB w Gdańsku, który przekazał antykomunistycznym konspiratorom tajemną informację o Edwinie Myszku jako agencie SB ulokowanym w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża. Niestety, historia Hodysza jest też potwierdzeniem naiwności części antykomunistycznej konspiracji. Prawdopodobnie bardzo szybko został zdekonspirowany przez Matyldę Sobieską (TW „Andrzej”), która obstawiała Aleksandra Halla, wyznając mu miłość. Już 14 kwietnia 1980 r. Sobieska precyzyjnie donosiła, że funkcjonariusz gdańskiej SB „przekazuje Hallowi informacje dotyczące zamiarów SB i sposobów ich realizacji, a przede wszystkim powiadamia go o tym, jakie osoby i z jakiego powodu podjęły czy też podejmują współpracę z SB”. Bezpieka uwięziła go w 1984 r. Jego losy w III RP obnażają okrągłostołowy system, bo ze względu na służbową podległość i pomoc ministrowi Macierewiczowi w lustracji Wałęsy w 1992 r. stracił stanowisko szefa delegatury Urzędu Ochrony Państwa w Gdańsku. W 1995 r. po zawaleniu się (w wyniku eksplozji gazu) bloku, w którym mieszkał, Hodysz powiedział: „proszę nie wymieniać przy mnie imienia »Bolek«. Dwa razy straciłem przez to pracę, a raz ledwie uszedłem z życiem”.
IPN – instytucja, która NIGDY nie wybiła się na niepodległość! Przez co nieustannie marnuje własny potencjał i drzemiące w nim możliwości! Jedno z moich najprzykrzejszych doświadczeń państwowych, zawodowych i życiowych!
Juventus Turyn – miałem 11 lat, jak pokochałem Juve, którego załoga stanowiła złotą drużynę Italii z 1982 r. I tak już zostanie! Widziałem ich tylko raz – w 1983 r. w Gdańsku. Gentile, Tardelli, Rossi, Zoff, a potem Boniek, Platini, no i era Baggio, Del Piero, Inzaghi, Pirlo, a teraz Dybali. Juve jest jak historia futbolu. Nigdy nie byłem na Juventus Stadium!
Kaczyński Jarosław – ostatni realista w świecie zdominowanym przez romantycznych szaleńców i rewolucjonistów, ale nie chce tego publicznie przyznać. Epigon! Fantastyczny rozmówca. Najciekawszy polski polityk, rzecz jasna ex aequo z Macierewiczem. Niezrozumiały, również przeze mnie, choć po zmierzeniu się z biografią jego brata wydaje się, że o Kaczyńskich wiem bardzo dużo.
Kaczyński Lech – na własnej skórze przekonał się, jakie konsekwencje mają różne słabości obozu patriotycznego: łatwość ulegania manipulacji i emocjom, w tym szczególnie niewłaściwy dobór ludzi i brak doświadczenia w sprawowaniu władzy, przy zderzeniu z wielokrotnie silniejszym i obeznanym z kuchnią władzy przeciwnikiem. Przeciwnikiem, który dzięki przygotowaniu przez aparat partyjny i nierzadko również przeszkoleniu przez służby specjalne przewyższał patriotę nie tylko zdolnością gry politycznej, lecz także giętkim kręgosłupem moralnym, a dodatkowo cynizmem i umiejętnością adaptacji do funkcjonowania w różnych okolicznościach politycznych. Ale najważniejszym czynnikiem przesądzającym o heroizmie tej postaci jest fakt, że przy dogłębnej świadomości istnienia zjawiska, które nazywał „układem”, podejmował z nim konkretną walkę, mobilizując innych do takiego postępowania.
Kalinka Walerian – kapłan, zmartwychwstaniec, bodaj najbardziej poważany przeze mnie polski historyk, reprezentant bliskiej mi „szkoły krakowskiej”. W jego fundamentalnej pracy „Sejm czteroletni” przeczytałem przed 25 laty gorzkie słowa, w których zawiera się cała moja filozofia historyczna i polityczna: „upadku swego Polacy sami są sprawcami i że nieszczęścia, które na nas spadły wówczas, lub później zasłużoną są przez naród pokutą”. Tak! Źródeł polskiej niemocy i naszych klęsk szukam wpierw w Polsce i w naszych błędach, dopiero później zaś w międzynarodowym otoczeniu czy spisku.
Katelbach Tadeusz – zetowiec, konspirator, powstaniec sejneński, tajny agent „dwójki”, senator RP, emigrant, niezłomny. Potrafił wyrażać swoje myśli z wielką odwagą, nierzadko w sposób zdecydowany i bezkompromisowy. Pod koniec życia, na terenie Stanów Zjednoczonych stał się głosem całej antykomunistycznie nastawionej emigracji i Polonii. Był pierwszym, który odważył się wystąpić przeciwko największym autorytetom polonijnym, które w latach 70. nie wytrzymały próby czasu i podjęły współpracę z komunistami. Poirytowani tekstami Katelbacha zarzucali mu wyznawanie teorii spiskowych i szpiegomanię, inni z kolei wysyłali go do „psychuszki”. Historia przyznała mu rację! Jestem z niego!
Komunizm – kwintesencja zła! Zło doskonałe! Największe! Nieszczęście ludzkości, a więc i Polski.
Kukliński Ryszard – w polskich dziejach był jak biblijny Szaweł, który stał się Pawłem. Był jak Sienkiewiczowski Kmicic, który stał się Babiniczem. Wybrał Polskę, szukając dla niej ratunku w Waszyngtonie! Klasyczny „oferent”/„samorodek”, który w doskonały sposób opanował szpiegowskie rzemiosło, wyprowadzając w pole komunistyczny kontrwywiad. „Jeżeli przywróci się cześć, honor i uniewinni Kuklińskiego, to znaczy, że my nie mamy czci, honoru i że to my jesteśmy winni” – mówił w 1989 r. Jaruzelski. No i tak stało się! Na szczęście!
Lechia Gdańsk – futbol, inicjacja polityczna, antykomunizm, bezpiecznik przed TPPR i ZSMP, gdańska tożsamość, duma, bunt, poczucie wspólnoty, ucieczka od codzienności… I możliwość obejrzenia na żywo Juventusu Turyn w 1983 r.! Tylko po jasny gwint darłem się: „Lech Wałęsa”?!
Wybaczcie, miałem lat 12!
Lefebvre Marcel – arcybiskup. Dzięki niemu w 1992 r. poznałem bogactwo liturgii katolickiej, doktryny i dogmatu, muzyki sakralnej, znaczenie symbolu i gestu, postaci świętych Piusa V i Piusa X, no i własną nicość… Merci, Monsignore! Często powtarzał, że nie chce nic robić od siebie i dla siebie, chciał być zawsze sługą Chrystusa i Jego Kościoła, kochał ludzi i jednocześnie bronił prawdy katolickiej. Niedościgniony wzór! Może zwłaszcza dla takich grzeszników jak ja…
Leśny – mój „gończy polski”. Miłość. Przyjaciel. Kompan. Towarzysz samotności. Szczęście. Antydepresant. Trans-human, czyli piesio, który autentycznie mówi ludzkim głosem (nie tylko w Wigilię!). Pierwszy świadek i inspirator moich książek. Najcudowniejszy „brat mniejszy” jakiego w życiu poznałem.
LWP – czyli Ludowe Wojsko Polskie lub precyzyjnie: Siły Zbrojne PRL. Sowieckie ciało obce służące do zniewolenia Polski udające polską armię! Najbardziej zakłamany segment aparatu przemocy PRL, a jednocześnie najbardziej sprawdzony pas transmisyjny sowieckiego panowania nad Polską. Z konsekwencjami wykraczającymi aż do teraz…
Macierewicz Antoni – obecnie mój szef, więc jak to teraz ująć… Może więc tak: jedyny polityk polski, który ma zawsze – przez całą dobę – czas dla Polski! Potrafi przyjechać na spotkanie nawet w środku lub pod koniec nocy! Są trzy wielkie sprawy, które sobą symbolizuje i dźwigać będzie do końca: lustracja, likwidacja WSI i Smoleńsk! Kiedy współorganizowałem z nim spotkanie krótko po czerwcu 1992 r. w Gdyni, nie myślałem, że poznam go kiedyś bliżej i będzie mi dane z nim pracować. Trudny, erudycyjny, wymagający, charakterny, wchodzący w merytoryczny spór, pouczający, a jednocześnie po ludzku dobry, otwarty, dobrze radzący i życzący. Ideowy, realny antykomunista, odważny w PRL i w post PRL. A poza tym podkreśla od zawsze (podobnie jak Jarosław Kaczyński), że nie mam zielonego pojęcia o polityce. Zaszczyt być w jego drużynie!
Maksymilian Kolbe – chyba najbliższy mi polski święty. Przykład i wzór miłości bezgranicznej do Pana Boga i Niepokalanej. A przez to do Polski, i do wszystkich ludzi. „Jestem księdzem katolickim, jestem stary, chcę umrzeć za niego, on ma żonę i dzieci” – te słowa świadczące o gotowości złożenia ofiary z samego siebie dla Franciszka Gajowniczka są dla mnie wciąż niezwykle przejmujące. Poznałem kiedyś w Niepokalanowie wychowanka ojca Maksymiliana – brata Innocentego Wójcika. Ta rozmowa uzmysłowiła mi, ilu faktów z życia tego wielkiego świętego wciąż nie znamy.
Chciałbym kiedyś napisać książkę o tym, jak komuniści zwalczali kult św. Maksymiliana.
Mama – dawca życia, w istocie mój jedyny rodzic, doświadczona życiem, trudna, ale bardzo kochana.
Matuszewski Ignacy – czyli wszystko to, co polski pol