Dzisiejszy wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w sprawie Hanny Gronkiewicz-Waltz dobitnie podkreśla potrzebę reformy państwa w dziedzinie sprawiedliwości i przejrzystości pracy urzędnika.
Wyrok ten kontrastuje z niedawno zaprezentowanymi przez ministrów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika projektem ustawy, która ma zwiększyć transparentność pracy urzędników. Decyzja sądu podważa trend panujący od kilku lat, wedle którego urzędnik powinien odpowiadać za swoje decyzje. Dzisiaj sąd stwierdził, że prezydent Warszawy łamała prawo nie stawiając się na przesłuchaniach Komisji Weryfikacyjnej, ale zapłacą za to podatnicy i budżet Warszawy. To, że sąd zdecydował o tym, że to Warszawiacy mają płacić za butę Hanny Gronkiewicz-Waltz jest prawdziwą wisienką na torcie afery reprywatyzacyjnej, która budżet Warszawy kosztowała już setki milionów złotych.
Dzisiejszy wyrok i zachowanie Hanny Gronkiewicz-Waltz jest w pewien sposób kwintesencją „państwa teoretycznego”, które cechowało Polskę rządów Platformy Obywatelskiej. Kuriozalność wyroku, który wprowadza „przepis bez sankcji” podkreśla, że niezbędna jest reforma wymiaru sprawiedliwości – przez lata zapadały setki tego typu decyzji, jednak nie były one równie medialne co sprawy przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz. Afera reprywatyzacyjna, podobnie jak afera „Amber Gold” udowadnia, że państwo nie będzie praworządne, jeśli funkcjonariusze publiczni dociekający prawdy nie będą uzbrojeni w odpowiednie narzędzia. Dzisiejszy wyrok odebrał skuteczne narzędzie,jakim powinny być kary wymierzone w prywatną kieszeń kluczowego świadka.
Jedna sprawa cieszy – im dłużej trwa przeciąganie liny pomiędzy prezydent Warszawy a Komisją Reprywatyzacyjną tym gorzej dla Platformy Obywatelskiej. Buta, która cechuje Hannę Gronkiewicz-Waltz, na pewno odbije się na poparciu nowego kandydata PO i czym dłużej główna partia opozycyjna nie odetnie się od swojej wiceprzewodniczącej, tym większa szansa na prezydenturę dla kandydata konserwatywnego. Buta ta przypomina butę prezydenta Komorowskiego tuż przed ostatnimi wyborami prezydenckimi. Pewny zwycięstwa Bronisław Komorowski odmówił wzięcia udziału w debacie ze wszystkimi kontrkandydatami a rozgoryczonych młodych ludzi zachęcał do wzięcia kredytu i zmiany pracy. Takie proste i chwytliwe gesty często zapamiętywane są przez wyborców na długie lata.
To dobra lekcja dla polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy w niepotrzebny sposób lekceważąco wypowiadają się o proteście rezydentów. Słowa o pracy dla idei, czy o chudnięciu w trakcie głodówki należało sobie darować. Nie podoba mi się roszczeniowa postawa OPZZ-u lekarzy, szczególnie, że „Dobra Zmiana” nie szła do wyborów pod hasłem drastycznego zwiększenia wydatków na służbę zdrowia, jednak temat ten interesuje większość Polaków, bo dotyka nas w sposób pośredni. Niestety, ale zbytnia buta psuje prospołeczne oblicze Prawa i Sprawiedliwości. W tej kategorii konkurować z Platformą nie ma sensu.
PS: Niemal rok po pierwszym „Środowym Koszeniu” postanowiłem zmienić szatę graficzną cyklu felietonów. Za rysunek serdecznie dziękuję Cezaremu Krysztopie.