– Ministerstwo spraw wewnętrznych to zabałaganiony moloch. Pracuje w nim łącznie 150 tys. funkcjonariuszy. Ich pensje, biura, utrzymanie parków samochodowych - to wszystko kosztuje ogromne pieniądze – mówił w Telewizji Republika Paweł Soloch, b. podsekretarz stanu w MSWiA.
Najwyższa Izba Kontroli ma spore zastrzeżenia do działalności resortu spraw wewnętrznych. Organ opublikował raport, w który zarzuca ministerstwu m.in., że od lat zaniedbywał działalność inwestycyjną i nie przeprowadzał rzetelnej inwentaryzacji
– W tym ministerstwie jest skupiona ogromna władza i ogromne problemy. To prawie pół aparatu państwa – mówił Soloch.
Opisywał, na czym polegają spory polityczne zwykle związane z tym resortem. – Jest zarządzany przez rekordową liczbę ministrów. Każdorazowo jest tak, że szef MSW obejmuje funkcję wicepremiera. Po jakimś czasie z szefem rządu pojawia sie konflikt, wskutek czego następuje wymiana ministra, i ten nowy już nie jest wicepremierem. I tak to się toczy – wyjaśniał Soloch.
– W tym resorcie co chwila pojawiają się opiewające na ogromne sumy afery, np. afera informatyczna, a brakuje pieniędzy np. dla lokalnych posterunków policji. Pamiętam, jak w poprzedniej kadencji sejmu wybuchła afera związana ze Wietnamczykiem, który sponsorował Dzień Policji. Okazało się, że sponsor był ścigany międzynarodowym listem gończym. Niby policja wszczęła postępowanie, ale nikt sprawy nie wyjaśnił – mówił Soloch.
Jego zdaniem odpowiedzią na bałagan w MSW nie jest podzielenie go na mniejsze resorty. – Problem tkwi raczej w organizacji aparatu państwa w ogóle. Każda służba stanowi swego rodzaju małe ministerstwo. Wielu funkcjonariuszy, zamiast zajmować się misją, zajmuje się biurokracją, która na poziomie tych "małych ministerstw" jest ogromna. Brakuje nad tym nadzoru, szczególnie cywilnego. Funkcjonariusze sami się kontrolują – powiedział Soloch.