Nie ma nic złego w tym, że ludzie chcą robić karierę i zarabiać pieniądze. To wręcz zdrowa motywacja, jeżeli nie jest jedyną. Warto bić się o stanowiska i warto robić dobre interesy. Jest tylko jeden, jedyny warunek: nie może się to odbywać kosztem publicznego dobra - pisze Tomasz Sakiewicz w "Gazecie Polskiej".
Dobra zmiana miała polegać przede wszystkim na tym, że ludzkie ambicje połączy się z dobrem wspólnym. Czy jest coś złego w tym, że prezes spółki skarbu państwa chce dużo zarabiać? To doskonale. Niech to tylko będzie połączone z efektami jego pracy. Jeżeli firma poprawia wynik za jego rządów, podnieśmy mu pensję choćby dziesięć razy, ale za to, że przysporzył nam pieniędzy.
Czy jest czymś złym, że posłowie i ministrowie chcą godziwie żyć? To absolutnie normalne. Niewielu może utrzymać mieszkanie, rodzinę i odpowiedni poziom życia w stolicy. Są tacy ministrowie, którzy zrezygnowali z godziwych pensji, by służyć temu krajowi.
Co z tym zrobić? Na posła wydaje się dzisiaj około 30 tys. zł miesięcznie. Ale te pieniądze idą na biura, telefony, podróże, asystentów. Do kieszeni trafia 7–8 tys. zł. A ja uważam, że powinien sobie wziąć całość, ale już ani grosza więcej. Jeżeli ktoś chce przyjmować wyborców we własnym domu, częstować kawą i upieczonym przez siebie ciastem, to doskonale. Tylko za to ani grosza. Tak samo z płaceniem za zatrudnienie znajomego, brata czy kochanki. To jego sprawa. Wziął pieniądze i niech sobie radzi. Skończy się kombinowanie, rozliczanie. Wyjątkiem może być delegacja, gdy posła wyśle jego partia, klub albo marszałek sejmu. Wtedy niech oni załatwiają pieniądze i je rozliczają.
Zorientowałem się, że poważnym problemem w załatwianiu reklam dla naszych mediów są tzw. zasięgi. Wprawdzie w kioskach „Gazeta Polska Codziennie” sprzedaje się cztery razy więcej niż kilka renomowanych firm, ale one i tak wykazują większą sprzedaż. Jak to możliwe?
Te same spółki skarbu państwa i instytucje, które dają reklamy według „zasięgów”, zamawiają w tamtych wydawnictwach masowo prenumeratę, budując im owe „zasięgi”. Czemu tak robią? Czasem to głupota, czasem nieumiejętność, w niektórych przypadkach nie dzieje się to bezinteresownie.
Dobra zmiana miała polegać na wyrównaniu szans. Tymczasem szanse sobie wyrównali prezesi. Wystarczy przejechać się Intercity, by zobaczyć, że prenumeruje się tam wyłącznie dziennik, który dokopuje rządowi. Czemu tak jest? Bo ma duży zasięg. A czemu ma duży zasięg? Bo go prenumeruje Intercity. W kioskach nikt (prawie nikt) tego nie kupuje. Dobra zmiana tu nie zaszła.
Zapytał mnie Janek Pietrzak, czemu Polskie Radio nie puszcza jego piosenek. Powiedziałem mu, że po raz ostatni w radiowej Trójce wystąpiłem w lecie 2010 r., kiedy zrobiłem audycję o Krzyżu Pamięci. Wyrzucono mnie za działalność antypaństwową. Od tej pory mogę sobie z nim razem pośpiewać pod tym radiem. Pouczył mnie, słusznie zresztą, że dobra zmiana miała polegać nie na tym, by mi było lepiej. Ma rację. Problem w tym, że nie widzę powodu, by w tak oczywistych sprawach było ciągle tak samo.
Byłem teraz na zjeździe klubów „Gazety Polskiej” z Zachodniej Europy w Paryżu. Wielkie, wspaniałe wydarzenie, za które dziękuję jego organizatorom. To są ludzie, którzy krzewią polskość w miejscach, w których nie robiły tego ambasady i konsulaty. Pochodzą w większości z emigracji solidarnościowej – elita również pod względem wykształcenia. Niestety, nie zdążyli już zostać elitą ekonomiczną. Cały zjazd odbył się za ich pieniądze. Polska ambasada nie dała nawet transportu senatorom, którzy przyjechali na to wydarzenie. Odmówiono miejsca do parkowania przy ambasadzie klubowiczom, którzy przyjechali po senatorów.
Wśród naszych klubowiczów jest wielu ludzi mających kilka fakultetów i znających biegle języki. W przeciwieństwie do pracowników ambasady jednak nie chodzą na demonstracje KOD-u.
Może czas na dobrą zmianę i w tych sprawach.
Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta Polska" nr 37/2016 z dn. 14.09.2016r.