4 tys. zł brutto – tyle ma wynosić płaca minimalna na koniec 2023 r. Obietnica programowa Prawa i Sprawiedliwości, ogłoszona na konwencji w Lublinie, wywołała lawinę skrajnych opinii. Przedstawiciele obozu rządzącego wskazują, że pomysł jest krokiem w kierunku europejskich stawek wynagrodzenia. Z kolei politycy opozycji solidarnie deklarują, że nie popierają propozycji podniesienia płacy minimalnej. Podobnego zdania jest Związek Przedsiębiorców i Pracodawców.
W sobotę premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że 1 stycznia 2020 r. płaca minimalna będzie podwyższona do 2600 zł. Oznacza to wzrost w stosunku do wcześniejszych zapowiedzi – w połowie czerwca rząd zaproponował Radzie Dialogu Społecznego (RDS), aby minimalne wynagrodzenie za pracę w 2020 r. wynosiło 2450 zł, a minimalna stawka godzinowa 16 zł.
Na sobotniej konwencji PiS zapowiedziano, że pensja minimalna wzrośnie od 1 stycznia 2020 r. do 2600 zł, do końca 2020 r. – do 3000 zł, a do końca 2023 r. – do 4000 zł.
Warto zaznaczyć, że od 2015 do 2019 r. płaca minimalna wzrosła o 500 zł – z 1750 zł do 2250 zł brutto. Daje to wyższą pensję o 28,5 proc. Pomiędzy 2019 a 2023 r. spodziewamy się wzrostu o 1750 zł, a więc o ponad 80 proc.
Jednak propozycja PiS nie spodobała się przedstawicielom opozycji. Jako jedna z pierwszych na ten temat wypowiedziała się kandydatka na premiera polskiego rządu Małgorzata Kidawa-Błońska.
– Płaca minimalna ma być połową średniej krajowej, a średnia krajowa nie bierze się z księżyca – na nią składa się wiele rzeczy. Jeżeli średnia krajowa rośnie, to w ten sam sposób automatycznie rośnie minimalna krajowa. To jest bezpieczny mechanizm i dla przedsiębiorców, i dla naszej gospodarki – zaznaczyła.
Swoje obawy wyraził również Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP).
- W bieżącej sytuacji demograficznej, w której z pewnością w ciągu kilku najbliższych dekad będziemy mierzyć się raczej z problemem niedostatecznej podaży pracy niż bezrobocia, utrzymywanie wynagrodzenia minimalnego pozostaje również całkowicie nieuzasadnione społecznie – rynek wymusza wzrost wynagrodzeń. W czasach spowolnienia zaś, które będą musiały nadejść, wynagrodzenie minimalne stymulować będzie wzrost szarej strefy w zatrudnieniu, wypychając z legalnego rynku tych, których praca opłacana jest najgorzej, czyli osoby najniżej wykwalifikowane lub dopiero zaczynające karierę – napisali w liście otwartym przedstawiciele ZPP.
– W okresie transformacji płace w Polsce rosły wolniej niż w Czechach, na Słowacji czy na Węgrzech. To była pułapka, przez którą dziś zmagamy się z wieloma problemami społecznymi, jakimi są efekty masowej emigracji czy pracujący, którzy jeszcze do niedawna nie mogli związać końca z końcem – bronił pomysłu premier Mateusz Morawiecki.
W podobnym tonie wypowiedział się również prezes PiS Jarosław Kaczyński.
– Uważamy, że Polacy potrzebują i zasługują na to, żeby zarabiać więcej – podkreślił.
Czytaj więcej w najnowszej "Codziennej".
Serdecznie polecamy środowe wydanie "Codziennej".
— GP Codziennie (@GPCodziennie) September 10, 2019
Więcej na https://t.co/1HYRtW12l0 #GPC pic.twitter.com/N1Ne10pPiK
Czytaj także: