Prezent dla starszego pana
W domu małego Piotrusia nie było wiele zabawek. Mama, która sama go wychowywała, musiała przez cały dzień pracować, żeby zarobić, by zapłacić za mieszkania i jedzenie. Czasem na imieniny dostawał prezent. To były wielkie przyjemności. Piotruś cieszył się każdym samochodzikiem, książeczką z bajkami czy czekoladą. Nie były to częste niespodzianki, a może dlatego właśnie, kiedy je dostawał, cieszyły go dużo bardziej.
Piotruś czekał na święta Bożego Narodzenia. Wtedy pod choinką pojawiały się najładniejsze prezenty. Czasem był jeden, ale to był ten najlepszy w całym roku.
Niedługo przed świętami Piotruś zauważył, że mama zaczyna smutnieć. Nie wiedział czemu. Zostawała rano dłużej w domu. Zaprowadzała go do przedszkola na samo śniadanie, także mógł się wreszcie wyspać. Miała po przedszkolu dla niego więcej czasu. Mama zawsze dużo się śmiała, a teraz śmiała się trochę mniej. Raz nawet zauważył łzy w jej oczach. Kilka dni przed świętami postanowiła porozmawiać ze swoim synkiem.
– Zauważyłeś, że jestem trochę dłużej w domu? – zaczęła poważnym głosem.
Piotruś kiwnął głową i czekał na te złe wiadomości. Bo ta przecież była dobra. Wiedział już po głosie mamy, że muszą się pojawić te złe.
– Tam, gdzie chodziłam do pracy, już nie ma pracy. A jak nie ma pracy, to też nie zarabiam pieniędzy. Wkrótce znajdę coś nowego, ale nikt nie chciał mnie przed świętami zatrudnić. Dlatego nie mamy pieniążków – powiedziała, gładząc go ręką po buzi.
– Nie martw się, mamo – Piotruś próbował ją pocieszyć – nie potrzebujemy dużo pieniędzy, ja wszystko mam.
Mama chyba jeszcze nie skończyła swych wyjaśnień.
– Widzisz, na jedzenie wystarczy, ale nie wiem, czy w tym roku będą prezenty.
Piotruś, kiedy to usłyszał, odetchnął. Wiedział, jak pocieszyć mamę:
– Nic się nie martw, przecież to Mikołaj przynosi prezenty. On ma na pewno dużo pieniędzy – powiedział pewnie.
Mama przytuliła go i wzruszona zaczęła płakać.
Zbliżały się święta i mama wcale nie robiła się weselsza. Czasem, jak dawniej, żartowała sobie z Piotrusiem, ale widać było, że nie jest tak samo. Coś ją naprawdę martwiło. Może to rzeczywiście te pieniądze. Jakby mógł, toby je wszystkie zlikwidował i ludzie pewnie dużo mniej by się martwili. Piotruś też się trochę zaczął niepokoić. A jeżeli mama miała rację i Mikołaj w tym roku nie przyjdzie? Przecież mamie będzie bardzo przykro. W końcu Mikołaj ma tyle dzieci, że mógłby nawet niechcący go pominąć. I wtedy mamie będzie smutno, że jemu jest smutno. Wiedział, jak dla niej jest ważne, żeby dostał prezent.
Dzień przed Wigilią wpadł na pomysł. Piotruś postanowił trochę pomóc Mikołajowi. Poszukał w szafie swojego najstarszego prezentu, jaki dawno temu dostał w przedszkolu. To była mała, drewniana kolejka. Już trochę zniszczona, brakowało kółek i gdzieś zginęły szyny. Ale może nie będzie tego od razu widać. Postanowił ją spakować i jak mama nie będzie patrzeć, sam ją włoży pod choinkę. Jeżeli Mikołaj przyniesie swój prezent, to będzie miał dwa. A jeśli Mikołaj jednak zapomni o prezencie, to powie mamie, że właśnie dostał tę kolejkę. Tylko jak tu zapakować prezent? Nie miał ładnego papieru i nie umiał pakować. Mikołaj na pewno do pomocy miał wielu aniołków, którzy wszystko pakują i roznoszą, a Piotruś musiał sam sobie poradzić. No i skąd wziąć ten papier?
Pomyślał, że pożyczy od sąsiada. To nie było proste. Starszy pan mieszkał na tym samym piętrze co oni. Ale niemal się nie spotykali. Chyba niezbyt lubił ludzi i w przeciwieństwie do mamy rzadko się uśmiechał. Wieczorami niemal codziennie gdzieś jeździł. Niektórzy twierdzili, że na cmentarz. Dzieci na podwórku z tego powodu nazywały go wampirem. On na to kompletnie nie zwracał uwagi. W ogóle na nikogo nie zwracał uwagi. Żył, jakby nie znał ludzi, no to ludzie też go nie znali.
Piotruś wiedział, że tym razem będzie musiał się poznać z sąsiadem. Trzeba się odważyć i do niego zapukać. A co jeśli on naprawdę jest wampirem? Piotruś pomyślał sobie, że przecież wampiry, nawet jak istnieją, nie są groźne w dzień. Musiał pójść do niego, mimo że się bał. Poczekał, aż mama wyjdzie po zakupy. Domyślał się, że długo jej nie będzie, bo od kiedy nie pracuje, szukała po sklepach, gdzie jest najtaniej. Kiedy został sam, zapukał do sąsiada. Serce mu łomotało jak dzwon. Sąsiad otworzył drzwi i zdziwiony spojrzał na Piotrusia.
– Czy może mi pan pożyczyć papier, taki na prezent? – Piotruś powiedział bardzo niepewnym głosem. Starszy pan wcale nie wyglądał na takiego złego. Piotruś miał nawet wrażenie, że się uśmiecha.
– A po co ci ten papier? – zapytał chłopca.
Piotruś mu wszystko opowiedział: o mamie, co nie ma pracy, i o tym, że jakby Święty Mikołaj jednak zapomniał o prezencie, to mamie byłoby bardzo smutno. Więc na wszelki wypadek chce podrzucić pod choinkę starą kolejkę, której może mama nie pamięta.
Sąsiad, słysząc historię Piotrusia, zupełnie spoważniał. Po chwili zaczął coś trzeć przy oczach.
– Może jednak wampir? – pomyślał Piotruś.
Nie, jednak za bardzo się nie zmienił… Tylko trochę. Ale nie wyglądał groźnie.
Starszy pan zapytał Piotrusia, czy umie pakować prezenty. Piotruś przyznał, że nie umie. Poprosił go, żeby mu przyniósł kolejkę. Chłopiec szybko to zrobił. Sąsiad obiecał, że jutro, czyli na Wigilię, będzie pięknie spakowana. Poda mu ją przez drzwi i powie, że Mikołaj się spieszył i zostawił prezent u niego.
Rano mama wyglądała na dużo radośniejszą. Powiedziała Piotrusiowi, że Mikołaj ją spotkał i ma niespodziankę. Piotruś ucieszył się, ale wiedział, że przyjdzie tak czy inaczej. Mikołaj do tej pory jeszcze nie zawiódł, ale dobrze, że się zabezpieczył. Niepokoił się jednak, że sąsiad przez cały dzień do niego nie pukał. Chyba nie wziął sobie zepsutej kolejki? Byłby gorszy od wampira. Rozpoczęła się wigilia i Piotruś kątem oka zauważył, że pod choinką są jakieś prezenty. Sąsiada jeszcze nie było. Więc musiały być naprawdę od Mikołaja. Kiedy skończył pierwsze danie, mama pozwoliła mu otworzyć paczki. W pierwszej, największej, znalazła się kolejka. Ale nie ta stara, zepsuta, drewniana. Była całkiem nowa. Mnóstwo torów i kolorowe wagoniki. Kolejka była elektryczna. Naprawdę jeździła. Piotruś oniemiał z zachwytu. W mniejszej paczce był prezent dla mamy. Piękny flakonik z perfumami. Ale była jeszcze trzecia paczka. Piotruś nie umiał czytać, więc nie wiedział dla kogo. Kiedy nad tym się zastanawiał, rozległo się pukanie do drzwi. Przyszedł sąsiad. Mama go wpuściła. Zamiast starej kolejki miał siatki z kiełbasą, szynką i ciastami.
– To na jutro – powiedział.
Mama podeszła pod choinkę i wyciągnęła trzeci prezent. W środku były skórzane rękawiczki. Duże, za duże nawet na mamę. Święty Mikołaj zostawił u nich prezent dla sąsiada. Piotruś nie mógł się nadziwić, jak ten Mikołaj z aniołkami to wszystko przewidział. Sąsiad usiadł z nimi do stołu. Mama po chwili wstała i poszła do kuchni coś szykować. Starszy pan mrugnął okiem do Piotrusia i szepnął mu:
– Nie przynosiłem twojej kolejki, bo była bardzo zepsuta. Naprawimy ją po świętach i będziesz się nią bawił.
Piotruś kiwnął głową. Nic nie mówił sąsiadowi, że już ma prezent. W końcu może mieć dwie kolejki. Tę starą też lubił. A sąsiad pewnie chciał się nią trochę pobawić, w końcu każdy lubi kolejki.
Piotruś po raz pierwszy widział starszego pana naprawdę uśmiechniętego. Dobrze, że i do niego też przyszedł Mikołaj. Pewnie dlatego tak się cieszył.
Prezent dla starszego pana
W domu małego Piotrusia nie było wiele zabawek. Mama, która sama go wychowywała, musiała przez cały dzień pracować, żeby zarobić, by zapłacić za mieszkania i jedzenie. Czasem na imieniny dostawał prezent. To były wielkie przyjemności. Piotruś cieszył się każdym samochodzikiem, książeczką z bajkami czy czekoladą. Nie były to częste niespodzianki, a może dlatego właśnie, kiedy je dostawał, cieszyły go dużo bardziej.
Piotruś czekał na święta Bożego Narodzenia. Wtedy pod choinką pojawiały się najładniejsze prezenty. Czasem był jeden, ale to był ten najlepszy w całym roku.
Niedługo przed świętami Piotruś zauważył, że mama zaczyna smutnieć. Nie wiedział czemu. Zostawała rano dłużej w domu. Zaprowadzała go do przedszkola na samo śniadanie, także mógł się wreszcie wyspać. Miała po przedszkolu dla niego więcej czasu. Mama zawsze dużo się śmiała, a teraz śmiała się trochę mniej. Raz nawet zauważył łzy w jej oczach. Kilka dni przed świętami postanowiła porozmawiać ze swoim synkiem.
– Zauważyłeś, że jestem trochę dłużej w domu? – zaczęła poważnym głosem.
Piotruś kiwnął głową i czekał na te złe wiadomości. Bo ta przecież była dobra. Wiedział już po głosie mamy, że muszą się pojawić te złe.
– Tam, gdzie chodziłam do pracy, już nie ma pracy. A jak nie ma pracy, to też nie zarabiam pieniędzy. Wkrótce znajdę coś nowego, ale nikt nie chciał mnie przed świętami zatrudnić. Dlatego nie mamy pieniążków – powiedziała, gładząc go ręką po buzi.
– Nie martw się, mamo – Piotruś próbował ją pocieszyć – nie potrzebujemy dużo pieniędzy, ja wszystko mam.
Mama chyba jeszcze nie skończyła swych wyjaśnień.
– Widzisz, na jedzenie wystarczy, ale nie wiem, czy w tym roku będą prezenty.
Piotruś, kiedy to usłyszał, odetchnął. Wiedział, jak pocieszyć mamę:
– Nic się nie martw, przecież to Mikołaj przynosi prezenty. On ma na pewno dużo pieniędzy – powiedział pewnie.
Mama przytuliła go i wzruszona zaczęła płakać.
Zbliżały się święta i mama wcale nie robiła się weselsza. Czasem, jak dawniej, żartowała sobie z Piotrusiem, ale widać było, że nie jest tak samo. Coś ją naprawdę martwiło. Może to rzeczywiście te pieniądze. Jakby mógł, toby je wszystkie zlikwidował i ludzie pewnie dużo mniej by się martwili. Piotruś też się trochę zaczął niepokoić. A jeżeli mama miała rację i Mikołaj w tym roku nie przyjdzie? Przecież mamie będzie bardzo przykro. W końcu Mikołaj ma tyle dzieci, że mógłby nawet niechcący go pominąć. I wtedy mamie będzie smutno, że jemu jest smutno. Wiedział, jak dla niej jest ważne, żeby dostał prezent.
Dzień przed Wigilią wpadł na pomysł. Piotruś postanowił trochę pomóc Mikołajowi. Poszukał w szafie swojego najstarszego prezentu, jaki dawno temu dostał w przedszkolu. To była mała, drewniana kolejka. Już trochę zniszczona, brakowało kółek i gdzieś zginęły szyny. Ale może nie będzie tego od razu widać. Postanowił ją spakować i jak mama nie będzie patrzeć, sam ją włoży pod choinkę. Jeżeli Mikołaj przyniesie swój prezent, to będzie miał dwa. A jeśli Mikołaj jednak zapomni o prezencie, to powie mamie, że właśnie dostał tę kolejkę. Tylko jak tu zapakować prezent? Nie miał ładnego papieru i nie umiał pakować. Mikołaj na pewno do pomocy miał wielu aniołków, którzy wszystko pakują i roznoszą, a Piotruś musiał sam sobie poradzić. No i skąd wziąć ten papier?
Pomyślał, że pożyczy od sąsiada. To nie było proste. Starszy pan mieszkał na tym samym piętrze co oni. Ale niemal się nie spotykali. Chyba niezbyt lubił ludzi i w przeciwieństwie do mamy rzadko się uśmiechał. Wieczorami niemal codziennie gdzieś jeździł. Niektórzy twierdzili, że na cmentarz. Dzieci na podwórku z tego powodu nazywały go wampirem. On na to kompletnie nie zwracał uwagi. W ogóle na nikogo nie zwracał uwagi. Żył, jakby nie znał ludzi, no to ludzie też go nie znali.
Piotruś wiedział, że tym razem będzie musiał się poznać z sąsiadem. Trzeba się odważyć i do niego zapukać. A co jeśli on naprawdę jest wampirem? Piotruś pomyślał sobie, że przecież wampiry, nawet jak istnieją, nie są groźne w dzień. Musiał pójść do niego, mimo że się bał. Poczekał, aż mama wyjdzie po zakupy. Domyślał się, że długo jej nie będzie, bo od kiedy nie pracuje, szukała po sklepach, gdzie jest najtaniej. Kiedy został sam, zapukał do sąsiada. Serce mu łomotało jak dzwon. Sąsiad otworzył drzwi i zdziwiony spojrzał na Piotrusia.
– Czy może mi pan pożyczyć papier, taki na prezent? – Piotruś powiedział bardzo niepewnym głosem. Starszy pan wcale nie wyglądał na takiego złego. Piotruś miał nawet wrażenie, że się uśmiecha.
– A po co ci ten papier? – zapytał chłopca.
Piotruś mu wszystko opowiedział: o mamie, co nie ma pracy, i o tym, że jakby Święty Mikołaj jednak zapomniał o prezencie, to mamie byłoby bardzo smutno. Więc na wszelki wypadek chce podrzucić pod choinkę starą kolejkę, której może mama nie pamięta.
Sąsiad, słysząc historię Piotrusia, zupełnie spoważniał. Po chwili zaczął coś trzeć przy oczach.
– Może jednak wampir? – pomyślał Piotruś.
Nie, jednak za bardzo się nie zmienił… Tylko trochę. Ale nie wyglądał groźnie.
Starszy pan zapytał Piotrusia, czy umie pakować prezenty. Piotruś przyznał, że nie umie. Poprosił go, żeby mu przyniósł kolejkę. Chłopiec szybko to zrobił. Sąsiad obiecał, że jutro, czyli na Wigilię, będzie pięknie spakowana. Poda mu ją przez drzwi i powie, że Mikołaj się spieszył i zostawił prezent u niego.
Rano mama wyglądała na dużo radośniejszą. Powiedziała Piotrusiowi, że Mikołaj ją spotkał i ma niespodziankę. Piotruś ucieszył się, ale wiedział, że przyjdzie tak czy inaczej. Mikołaj do tej pory jeszcze nie zawiódł, ale dobrze, że się zabezpieczył. Niepokoił się jednak, że sąsiad przez cały dzień do niego nie pukał. Chyba nie wziął sobie zepsutej kolejki? Byłby gorszy od wampira. Rozpoczęła się wigilia i Piotruś kątem oka zauważył, że pod choinką są jakieś prezenty. Sąsiada jeszcze nie było. Więc musiały być naprawdę od Mikołaja. Kiedy skończył pierwsze danie, mama pozwoliła mu otworzyć paczki. W pierwszej, największej, znalazła się kolejka. Ale nie ta stara, zepsuta, drewniana. Była całkiem nowa. Mnóstwo torów i kolorowe wagoniki. Kolejka była elektryczna. Naprawdę jeździła. Piotruś oniemiał z zachwytu. W mniejszej paczce był prezent dla mamy. Piękny flakonik z perfumami. Ale była jeszcze trzecia paczka. Piotruś nie umiał czytać, więc nie wiedział dla kogo. Kiedy nad tym się zastanawiał, rozległo się pukanie do drzwi. Przyszedł sąsiad. Mama go wpuściła. Zamiast starej kolejki miał siatki z kiełbasą, szynką i ciastami.
– To na jutro – powiedział.
Mama podeszła pod choinkę i wyciągnęła trzeci prezent. W środku były skórzane rękawiczki. Duże, za duże nawet na mamę. Święty Mikołaj zostawił u nich prezent dla sąsiada. Piotruś nie mógł się nadziwić, jak ten Mikołaj z aniołkami to wszystko przewidział. Sąsiad usiadł z nimi do stołu. Mama po chwili wstała i poszła do kuchni coś szykować. Starszy pan mrugnął okiem do Piotrusia i szepnął mu: