- Było bardzo nerwowo, atmosfera była gęsta, chwilami czuło się, że 27 siekier wisi w powietrzu. A mimo to się udało. Nie rozeszliśmy się i zwyciężyła wola wykonania zadania, na którego realizację pilnie czekają narody Unii - powiedział premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla wPolityce.pl. Polska i Węgry nie zgadzały się na powiązanie wypłat unijnych środków z oceną praworządności przez Brukselę i groziły wetem.
Premier Mateusz Morawiecki pytany był o zakończony w piątek dwudniowy szczyt przywódców UE w Brukseli, m.in. o to, czy wyniki szczytu oddalają groźbę szantaży wobec Polski oraz jaką moc mają konkluzje Rady Europejskiej.
"Komisja Europejska jest zobowiązana do realizacji konkluzji Rady Europejskiej. Zakreśliliśmy - wszyscy szefowie rządów i szefowa Komisji Europejskiej - ścisłe granice działania Komisji, która już je oficjalnie potwierdziła. To jednoznaczne, obowiązujące wytyczne, twarde ramy, którym Komisja - niezależenie od swoich sympatii wobec tego czy innego kraju - musi się podporządkować" - odpowiedział premier.
Wskazał, że konkluzje Rady są w Unii Europejskiej kluczowym aktem woli politycznej. "To zdanie nie tylko moje, ale również wielu profesorów europeistyki, których znam, bo kiedyś sam zajmowałem się prawem unijnym. Kontaktowałem się z nimi często w ostatnich tygodniach, właśnie dlatego, by mieć pewność, że nie pomylimy się w naszych kalkulacjach. Konkluzje są w swoim znaczeniu tylko nieco poniżej prawa pierwotnego, traktatowego a ponad prawem wtórnym, jeśli patrzymy na to z perspektywy tego jak Unia naprawdę, realnie wygląda i funkcjonuje. Bo to właśnie konkluzje bardzo często uruchamiają proces, który kończy się uchwaleniem prawa wtórnego" - wyjaśnił.
Odniósł się też do stwierdzenia, że główny kłopot z rozporządzeniem o praworządności był taki, że jest ono wieloznaczne. Pytany czy zapisy w konkluzjach to zniwelowały, odpowiedział, że w ogromnym stopniu. "To są bardzo precyzyjne zapisy, szczegółowe - eliminujące dowolność w stosowaniu reguły praworządności. Generalna zasada: tak zwane ogólne nieprawidłowości, niedociągnięcia, nie mogą być powodem użycia rozporządzenia. Musi być konkret, związany np. z korupcją. Ale nawet samo stwierdzenie naruszenia nie może służyć za podstawę uruchomienia mechanizmu sankcyjnego. To są bardzo mocne sformułowania. A Rada Europejska nie zgodzi się, by łamano jej własne postanowienia. Konkluzje mogą być zmienione tylko przez konkluzje. Czyli jednomyślnie" - powiedział Morawiecki.
"Zwyciężyła wola wykonania zadania"
Pytany był także o to, czy polskie i węgierskie weto było możliwe. Odpowiedział, że weto było świadomie użytym twardym środkiem negocjacyjnym. "Mieliśmy do niego prawo. I podkreślam – nadal to prawo utrzymujemy - bo fundusz odbudowy musi zatwierdzić polski Sejm" - wskazał.
Premier mówił o ciężkim maratonie negocjacyjnym, kilku tygodniach twardych, trudnych rozmów kuluarowych. "Możliwość fiaska utrzymywała się bardzo długo. Wytrzymaliśmy to nerwowo. Zaś tuż przed szczytem pojawił się zarys porozumienia. Ale to była krucha perspektywa. Bardzo poważne siły po stronie Europy Zachodniej, głównie Holandia, ale także kilka innych krajów miały odmienne stanowisko. Premier Niderlandów Mark Rutte mocno to podkreślał do samego końca. Było bardzo nerwowo, atmosfera była gęsta, chwilami czuło się, że 27 siekier wisi w powietrzu. A mimo to się udało. Nie rozeszliśmy się i zwyciężyła wola wykonania zadania, na którego realizację pilnie czekają narody Unii" - powiedział. "Na szczęście w tych trudnych momentach mogliśmy z Viktorem Orbanem liczyć na siebie wzajemnie" - dodał.
Morawiecki odniósł się do twierdzenia, że premierowi Orbanowi łatwiej było zgodzić się na ten kompromis, bo wybory na Węgrzech są już za dwa lata, a być może wyrok TSUE w sprawie rozporządzenia do tego czasu nie zostanie wydany.
"Walczyliśmy ramię w ramię"
Premier nazwał to absurdem. Jak mówił, przewidywanie terminu wydania wyroku przez TSUE byłoby loterią, choć - jak zaznaczył - zwykle to są rzeczywiście dwa lata. "Zdecydowanie te stwierdzenia odrzucam, nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Walczyliśmy ramię w ramię, solidarnie, dobrze rozumiejąc stawkę tych negocjacji dla naszych państw. Walczyć wraz z takim partnerem jak Viktor Orban to wielki honor, zwiększone szanse na skuteczność, a na koniec ogromna satysfakcja" - powiedział.
"Negocjowanie przeciwko najsilniejszym państwom Unii i instytucjom unijnym nie jest sprawą łatwą. Ale też potwierdziło się, że twarde i dobrze uargumentowane stanowisko, przynosi w Brukseli efekty. W rezultacie uzyskaliśmy precyzyjne kryteria użycia mechanizmu kontroli praworządności, jest on zawężony do spraw mających konsekwencje finansowe dla budżetu Unii, a procedura dokładnie opisana, krok po kroku" - wyjaśnił.
"Podobnie działaliśmy w toku późniejszych negocjacji, które ciągnęły się nocą z czwartku na piątek, a dotyczyły celu klimatycznego Unii Europejskiej. Tu też udało nam się uzyskać bardzo dużo - dodatkowe środki na transformację energetyczną, zaliczenie lasów do tego klimatycznego rachunku, Fundusz Modernizacyjny wedle korzystnego dla nas przelicznika" - dodał premier.
Odniósł się także, do stwierdzenia, że nikt nie powinien mieć złudzeń, że presja powróci.
Wyrwać zęby arbitralności
"Nie powinien. Problemy były, są i będą. Ale chyba lepiej mieć te problemy i ogromne fundusze na rozwój gospodarczy, niż nie mieć tych pieniędzy i mieć te same problemy, a nawet jeszcze większe, ponieważ rozporządzenie o praworządności, przyjęte zostałoby na drugi dzień po zablokowaniu przez nas budżetu. To dla wszystkich było jasne jak słońce i nawet nikt tego za bardzo nie krył" - powiedział Morawiecki. "Matematyka i układanki międzypaństwowe są proste: gdybyśmy zgłosili weto rozporządzenie przyjęto by i tak, a środki byłyby zagrożone. Za to dzięki naszym negocjacjom, udało się wyrwać temu rozporządzeniu zęby arbitralności, a duże pieniądze będą dostępne na inwestycje drogowe, energetyczne czy w ochronie środowiska" - zaznaczył.
"Dobrze byłoby powiedzieć, że Unia Europejska odpowiada nam w pełni pod względem promowanego zestawu wartości, rozumienia znaczenia rodziny, ambicji geopolitycznych, obronnych. Ale tak nie jest. Czy to znaczy, że mamy się poddać albo obrażać? Nie, to wyzwanie, by przekonywać wspólnotę do powrotu do tego, co przyświecało ojcom założycielom" - wskazał premier.
Wzmocniona suwerenność
Pytany był też o słowa, że był to bój także o to, gdzie będzie centrum władzy w Unii: w stolicach państw narodowych, czy w instytucjach unijnych. "Obroniliśmy nie tylko polską rację stanu, ale także równość państw członkowskich. Udowodniliśmy, że różnorodność opinii i stanowisk wciąż jest wartością, a państwa narodowe - i ich premierzy - wciąż mają tam kluczowe znaczenie. Bo Unia jest dobrą organizacją do realizacji interesów państw narodowych, nie powinna być zatopioną w ideologii i mrzonkach próbą realizacji zasad federalistycznych, które zdecydowanie odrzucamy. Nasza suwerenność nie została utracona, ale wzmocniona. Bo przez suwerenność powinniśmy rozumieć zdolność do realizowania swoich celów pośród najsilniejszych graczy międzynarodowych" - wskazał Morawiecki.
"Co do krytyki ze strony Solidarnej Polski, to mogę potwierdzić, że w ostatnim przed szczytem spotkaniu z Viktorem Orbanem w Warszawie z naszej strony wzięli udział także liderzy formacji koalicyjnych Zjednoczonej Prawicy. Zostawmy już mnie - ale to premier Orban mówił tam, że to porozumienie, wtedy wstępne, to maksimum tego, co można osiągnąć »and beyond« - i jeszcze więcej, poza ten horyzont" - powiedział.