Polska na straży niemieckich granic. Naiwna współpraca czy strategia?
Polska otwiera wspólny z Niemcami posterunek graniczny, którego celem jest ograniczenie nielegalnej migracji do Niemiec. Jednak dane, do których dotarł portal tvrepublika.pl, pokazują brutalną prawdę – to nasz kraj przejmuje problem migracyjny zza Odry. Zamiast skutecznie chronić własne granice, polskie władze po raz kolejny wykazują się naiwnością wobec Berlina.
Ta granica od dawna wygląda tak, jakby nie oddzielała Polski od Niemiec, ale była zarządzana przez stronę niemiecką, która może na niej robić, na co ma tylko ochotę.
Kto chroni granice, a kto udaje współpracę?
– Rząd Donalda Tuska nie sprawuje odpowiedniej kontroli nad naszą zachodnią granicą. Tymczasem Niemcy wprowadziły kontrole graniczne, a Francja zdecydowała się na podobny krok wobec Niemiec
– mówi w rozmowie z naszym portalem, były minister spraw wewnętrznych i administracji, Maciej Wąsik z PiS.
Jego zdaniem, Polska traci kontrolę nad zachodnią granicą, co stanowi większe zagrożenie niż napływ migrantów z Białorusi. Nie bez znaczenia są tu skandaliczne przypadki podrzucania przez niemiecką policję migrantów do Polski, często pod osłoną nocy, ale również w biały dzień.
Tymczasem w czwartek w Tuplicach, na granicy województwa lubuskiego, otwarto polsko-niemiecką placówkę graniczną. Największym beneficjentem tej współpracy wydają się być Niemcy, którzy mają poważny problem z migrantami próbującymi przedostać się do ich kraju z Polski. Podczas otwarcia placówki strona niemiecka nawet nie kryła swoich intencji – celem nie jest przeciwdziałanie przestępczości, ale ochrona ich granic.
– Nielegalna migracja, osoby, które próbują nielegalnie dostać się z Polski do Niemiec, jest obecnie najbardziej pilnym problemem na polsko-niemieckiej granicy. Nasza współpraca pozwoli to zjawisko ograniczyć
– mówiła Alina Muller z Bundespolizei.
Rozbieżne dane i wzajemne oskarżenia
Od wielu miesięcy niemieckie służby alarmują o wzroście liczby migrantów, którzy nielegalnie przekraczają granicę z Polską. Według danych niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w 2024 roku niemiecka Federalna Policja (BPOL) zawróciła do Polski blisko 10 tysięcy migrantów. W tym samym czasie polska Straż Graniczna potwierdziła zaledwie kilkaset przypadków. Rozbieżność jest szokująca i budzi poważne wątpliwości co do skuteczności działań polskich służb.
– Niemieckie służby zrealizowały około 8 920 operacji uniemożliwiających wjazd oraz 860 deportacji
– przekazał naszemu portalowi Lars Harmsen z niemieckiego MSW.
Tymczasem rzecznik prasowy Komendy Głównej Straży Granicznej, ppłk Andrzej Juźwiak, podaje zupełnie inne liczby. Według polskiej strony, z Niemiec do Polski przekazano jedynie 670 osób, a w 110 przypadkach polska Straż Graniczna odmówiła ich przyjęcia.
Niemcy zaprzeczają, jakoby Polska kiedykolwiek odmówiła przyjęcia migrantów. Lars Harmsen podkreśla, że współpraca między służbami obu krajów odbywa się bez zakłóceń i opiera na wzajemnym zaufaniu.
W tym kontekście nie dziwi wypowiedź obecnego na uroczystości otwarcia placówki wojewody lubuskiego, Marka Cebuli, który nie widzi problemu w tym, że nowo otwarta placówka służyć będzie przede wszystkim Niemcom.
– My mamy wiele do nadrobienia, by osoby wjeżdżające na teren Unii Europejskiej to były osoby, które były wcześniej sprawdzone
– powiedział.
Ani słowa o tym, że niemieckie służby mają za nic polską granicę i bez żadnych ceregieli podrzucają do naszego kraju migrantów, którzy znaleźli się na ich terytorium – nie zawsze w ostatnim czasie i nie zawsze od strony Polski.
Polskie władze powinny skierować uwagę na realne trudności, z jakimi borykają się obywatele przy przekraczaniu granicy, co nie tylko ogranicza swobodę przemieszczania się, ale przede wszystkim negatywnie wpływa na działalność polskich przedsiębiorców. Tymczasem, koncentrują się na jej uszczelnianiu, co wydaje się jedynie spełnianiem oczekiwań strony niemieckiej.
Źródło: Republika, RBB
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.