Blisko stu Polaków zamieszkujących Mariupol i okoliczne tereny na wschodzie Ukrainy po raz kolejny zaapelowało do Ministerstwa Sprawa Zagranicznych o ewakuację. Nasi rodacy boją się nasilenia ofensywy prorosyjskich separatystów. – Nie można czekać na jakieś tragiczne skutki – przekonuje Andrzej Iwaszko, prezes polsko-ukraińskiego stowarzyszenia w Mariupolu. Jak dowiedziało się RMF FM resort nie planuje podjęcia w tej sprawie działań.
– Tu nikt nie ma już nadziei na zakończenie walk - stwierdził w rozmowie z RMF FM Iwaszko. Jak dodał, widoczne jest nasilenie używania zabronionej broni, wskazanej w umowach z Mińska. Iwaszko podkreślił, że bojownicy dążą do tego, by obejść, okrążyć Mariupol. – Nie przestrzegają żadnych zasad, prowokują wojska ukraińskie – stwierdził.
Jak się jednak okazuje, na apel naszych rodaków polskie MSZ wcale nie zamierza dopowiadać. Oficjalne stanowisko resortu w tej sprawie brzmi następująco:
Zrealizowana w styczniu br. ewakuacja osób polskiego pochodzenia z Donbasu obejmowała wyłącznie osoby znajdujące się na terenach kontrolowanych przez separatystów. Inne rejony, np. Mariupol znajdują się na terenach kontrolowanych przez Ukrainę. Wszystkie osoby z terenu działań wojennych, które zgłosiły się do ewakuacji, zostały ewakuowane. Niektóre z nich zrezygnowały z ewakuacji z własnej woli. Akcja ta miała charakter jednorazowy. Polski Konsulat w Charkowie jest w stałym kontakcie z miejscową Polonią oraz udziela jej pomocy rzeczowej i materialnej.
Co się jednak stanie, kiedy Mariupol zostanie faktycznie zdobyty przez separatystów, MSZ nie tłumaczy.