Minister finansów Tadeusz Kościński zapowiada wprowadzenie „prawa do błędu” dla podatników. Chodzi o to, że w wypadku drobnego naruszenia przepisów będzie można uniknąć konsekwencji. Z tego przywileju podatnik będzie mógł skorzystać raz. Potem taryfy ulgowej już nie będzie. Na razie nie wiadomo jak to rozwiązanie miałoby wyglądać w szczegółach, np. czy i ewentualnie co ile owo prawo do pomyłki będzie przywracane - pisze Kamil Goral, analityk gospodarczy, ekspert Rady Gospodarczej Strefy Wolnego Słowa.
W kwestiach podatkowych to właśnie detale są najważniejsze i tam często czyhają na podatników różnego rodzaju niebezpieczeństwa. Polska to kraj, w którym hasła dotyczący korzystnych rozwiązań podatkowych po przełożeniu ich na język prawa okazują się jedynie pustymi sloganami. Już teraz ordynacja podatkowa zawiera obowiązek rozstrzygania niedających się usunąć wątpliwości prawnych na korzyść podatnika (zasada in dubio pro tributario). W praktyce ten przepis jest niemal martwy, bo organy skarbowe korzystają z niego niezwykle rzadko.
Zapowiedź ministra Kościńskiego póki co brzmi obiecująco. Polski system podatkowy to labirynt, z wieloma ślepymi uliczkami. Stąd bardzo łatwo się w nim zgubić. Różnie międzynarodowe rankingi wskazują jasno jak niepewny jest los polskich przedsiębiorców, kiedy przychodzi im stosować prawo podatkowe. Według analizy amerykańskiej Tax Foundation nasz kraj ma niemal najgorsze regulacje jeśli chodzi o te daniny wśród członków OECD. Ranking Doing Business pokazuje natomiast, ze polski przedsiębiorca musi tracić na rozliczenia z fiskusem ponad 300 godzin rocznie. Te dane dają do myślenia, w ich świetle prawo do błędu wydaje się czymś zupełnie naturalnym. W ostatnim czasie uchwalano na tyle skomplikowane przepisy podatkowe, ze samo Ministerstwo Finansów musiało wydawać do nich obszerne, liczące dziesiątki stron objaśnienia, z których i tak potem niewiele wynikało. To kolejny argument za tym aby przymknąć oko na jedną pomyłkę podatnika.
Czy jednak zapowiadane przepisy rzeczywiście będą pomocne? Wiele zależy nie od ich treści ale od dobrej woli urzędników. Ci często nie maja złych intencji, są jednak dociskani przez swoich przełożonych domagających się wzrostu ściągalności podatków. Tamci z kolei również muszą się z tego rozliczać przed ministerialną centralą. To zaś oznacza, że z owo prawo do błędu może nic nie zmienić, nawet jeśli zostanie wprowadzone. Ostatecznie bowiem to pracownik administracji skarbowej będzie musiał zdecydować czy zakwalifikować daną pomyłkę jako drobną i w konsekwencji zastosować korzystne przepisy. Praktyka pokazuje, że może być z tym naprawdę różnie. Niemniej warto trzymać ministra finansów za słowo, może tym razem dobre regulacje przełożą się na równie dobrą praktykę. Aby tak się stało trzeba jednak je bardzo dobrze przemyśleć i odpowiednio przygotować do ich stosowania urzędników. To trudne ale nie niemożliwe.