Kiszczak to drugi – po Jaruzelskim – przywódca komunistycznego państwa z jego schyłkowego, ale zbrodniczego okresu lat 80., przede wszystkim stanu wojennego. To szef MSW odpowiedzialny za popełnione wtedy zbrodnie – tak publicysta i historyk Tadeusz Płużański tłumaczy, dlaczego w nocy z 12 na 13 grudnia Polacy powinni zamiast pod dom nieżyjącego już gen. Jaruzelskiego pójść pod dom Czesława Kiszczaka .
Płużański pisze na łamach Super Expressu, że Jaruzelski potrzebował bezwzględnego wykonawcy swoich rozkazów. Jak tłumaczy, Kiszczak jako osoba pozbawiona aspiracji politycznych idealnie nadawał się do tej roli.
"Brał na siebie (i swoich ludzi) całą brudną robotę. Liczba represjonowanych, pozbawionych pracy, zmuszonych do emigracji czy wreszcie pobitych i zamordowanych świadczy o tym, że Kiszczak radził sobie z tym znakomicie. Dzięki jego tajnemu szyfrogramowi ZOMO raniło i zabiło robotników w kopalniach "Manifest Lipcowy" w Jastrzębiu i "Wujek" w Katowicach 15 i 16 grudnia 1981 r." – pisze Płużański.
Publicysta podkreśla, że pod dom Kiszczaka należy pójść także dlatego, że ten "człowiek honoru" na straży przestępczej dyktatury stał do końca. "A gdy system całkowicie bankrutował, w ostatniej chwili reanimował go i zapewnił swoim kumplom towarzyszom z czerwonej mafii jeszcze bardziej dostatnie życie" – tłumaczy.
"Pod dom Kiszczaka pójdziemy także dlatego, że nie tylko zapewnił tamtemu systemowi trwanie w "nowych czasach", ale zaraz po wojnie budował go jako funkcjonariusz zbrodniczej Informacji Wojskowej (odpowiedzialny m.in. za czystki przedwojennych oficerów), a następnie Wojskowej Służby Wewnętrznej . Bo Kiszczak to zło PRL, które nie spłonęło razem z aktami bezpieki" – kwituje .