Płacimy więcej za prąd przez przestarzałe linie energetyczne
Stan polskich linii energetycznych budzi wiele zastrzeżeń. Koszty zaniedbań ponoszą zwykli ludzie. Kwota na rachunkach za prąd zawiera w sobie również opłatę za energię, która ulatnia się po drodze do naszych domów, a która ma stanowić nawet połowę całości.
W fakturze za energię zaledwie połowa to opłata za zużyty prąd. Reszta to koszt jego dostarczenia oraz modernizacji i napraw sieci, wyjaśnia „Metro”.
Linie przesyłowe są w fatalnym stanie. Ostatnie duże inwestycje w sieci energetyczne państwo przeprowadziło 40 lat temu. Według ekspertów przestarzałym liniom zostało najwyżej kilkanaście lat życia, bo są coraz bardziej zawodne: przerwy w dostawie prądu zdarzają się w Polsce trzy razy częściej niż w wynosi średnia unijna: na jednego odbiorcę przypada 350 minut wyłączeń rocznie.
Pół roku temu minister gospodarki przedstawił raport: zapotrzebowanie Polski na prąd rośnie i za kilka lat może nam zabraknąć energii. Pierwsze ogólnokrajowe wyłączenia mogą pojawić się zimą przyszłego roku, a dwa lata później może brakować już 1100 MW prądu, czyli mniej więcej tyle, ile rocznie wytwarza duża elektrownia. Główny powód to – według raportu – słabnące możliwości starzejących się elektrowni.
Ale prąd tracimy także z powodu kiepskiego stanu linii energetycznych i tego, jak są rozmieszczone. Z wyliczeń Biura Bezpieczeństwa Narodowego wynika, że w czasie przesyłu „ginie” ponad 7 proc. wytworzonej energii. To strata ponad 2 mld zł rocznie. Prąd ulatnia się także dlatego, że przesyłamy go na zbyt duże odległości: elektrownie są rozmieszczone nierównomiernie, odbiorcy znajdują się za daleko.