- Przekazano mi słowa Jana Krzysztofa Bieleckiego, że jestem wrzodem na d***, który trzeba usunąć. Od tego momentu zaczęły się nasze problemy. A wcześniej inni przychodzili: Adamowicz, politycy PO - mówi Marcin P. twórca Amber Gold w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" z roku ... 2012. Czy opublikowane przez "GP" fragmenty pogrążą PO i Tuska?
"Gazeta Polska" w dzisiejszym wydaniu publikuje nieznane dotąd fragmenty wywiadu z szefem Amber Gold Marcinem P. i jego żoną Katarzyną P., który został przeprowadzony 9 sierpnia 2012 roku. Jest to ostatnia ich rozmowa z mediami przed aresztowaniem.
„Gazeta Polska” i „Gazeta Polska Codziennie” od początku trzymały rękę na przyspieszającym pulsie afery Amber Gold. Dziś, pięć lat od jej wybuchu, Marcin P. staje przed komisją śledczą i przywołuje m.in. rozmowę z nami. Kłamie. Weryfikujemy jego słowa, publikując nieznane dotąd fragmenty wywiadu z szefem Amber Gold.
Sierpień 2012 r. był gorący. I bynajmniej nie przez pogodę, bo średnia temperatura powietrza wyniosła 19 stopni. W polityce jednak wrzało. Po ujawnieniu, że w liniach lotniczych OLT Express pracował syn ówczesnego premiera Donalda Tuska, Michał, postanowiliśmy skontaktować się z Marcinem P. Trafiliśmy do niego poprzez otwarte jeszcze wówczas biuro Amber Gold, którego pracownik przekazał telefon od redakcji. Po godzinie Marcin P. oddzwonił i postanowił się z nami spotkać w jednej z gdańskich kawiarni.
Do Gdańska pojechaliśmy tego samego dnia. Chcieliśmy dowiedzieć się, jak to się stało, że trafił do niego „Józef Bąk” (jak ujawnił chwilę wcześniej „Wprost”, takim loginem posługiwał się Tusk junior w korespondencji z Amber Gold). Oto najważniejsze fragmenty rozmowy z 9 sierpnia 2012 r., w której uczestniczyli Marcin P. i jego żona Katarzyna.
Michał Tusk wchodzi do OLT Express
*Jak to było z tym Tuskiem?
MP: Nie tak, jak mówi.
*A jak?
MP: W listopadzie [2011 r. – red.] skontaktował się ze mną jako dziennikarz „Gazety Wyborczej”. (…) Od tej pory pisał do mnie co jakiś czas maile, że to czy owo, można zrobić tak lub owak. (…) Przyszedł do nas w styczniu br. [2012 r. – red]. (…) Powiedział, że wypala się w pracy w „GW”. Osobiście ze mną rozmawiał, pisał SMS-y, dzwonił. Mam billingi, które to potwierdzają. Będąc u nas, zaproponował, że może być twarzą OLT Express. Mówił, że nie boi się firmować linii swoją twarzą.
*Syn premiera twarzą linii lotniczych?
MP: Spytałem go, czy wie, jaka jest sytuacja z AG i czy nie boi się o reakcję ojca. Stwierdził, że zdanie ojca go nie interesuje i że chce budować „swoją markę”. Złożyliśmy mu propozycję, którą na drugi dzień odrzucił.
*To jak to się stało, że pojawił się ponownie?
MP: Kilka miesięcy później było śniadanie w hotelu Hilton. Oprócz mnie wzięli w nim udział prezes gdańskiego lotniska Tomasz Kłosowski i Adam Skonieczny, kierownik jego działu analiz ekonomicznych i marketingu. Ze strony OLT pojawiłem się ja i Jarosław Frankowski. Prezes zarzucił nam, że mamy bardzo słabą reklamę i marketing. Mówił, że pomoże nam znaleźć kompetentną osobą. Po dwóch tygodniach zadzwonił i zaproponował Michała Tuska. Zdziwiłem się, powiedziałem, że „przecież nie chciał”. „Przemyślał to po rozmowie ze mną” – usłyszałem w odpowiedzi. I tak się stało. Firma Michała Tuska została założona 15 marca 2012 r., w dzień rozpoczęcia współpracy z OLT. Przy podpisywaniu umowy Tusk zastrzegł, że nie chce, by była ona podpisana z Amber Gold, lecz z OLT.
*Czym zajmował się Tusk, pracując dla OLT?
MP: Jego praca polegała na cyklicznych spotkaniach i wymianie korespondencji. Wbrew temu, co mówił „Gazecie Wyborczej”, było to kilkadziesiąt maili. Nie mogę powiedzieć, że źle pracował. Ale w chwili obecnej zastanawiam się, po co do nas przyszedł.
*Miał dostęp do wrażliwych danych?
MP: Miał dostęp do planowego rozwoju siatki połączeń, przygotowywał plany zrobienia z Gdańska punktu przesiadkowego. Analizował strukturę połączeń oraz napływy pasażerów o poszczególnych godzinach.
*Wynosił informacje?
MP: Nie mam zielonego pojęcia, mogę tylko przypuszczać, że na bieżąco informował o sytuacji w OLT i czy to będzie zagrożenie dla LOT-u.
MP: Teraz jak z Państwem rozmawiam, to sobie uświadamiam. Miał dostęp do wiedzy, z kim latamy, przez co, z kim współpracujemy. Nie miał dostępu do systemu transakcyjnego i rezerwacyjnego. Stąd pewnie jego pytanie 15 czerwca. Pytał: „Ile nam brakuje do pełnego fotela, żeby wyjść na zero, i czy OLT poradzi sobie bez AG?”.
MP: W okolicy 15 czerwca [2012 r. – red.] zgłosił się, mówiąc, że chce zredukować współpracę. Zadał przy tym dziwne pytania: „Ile brakuje wam do pełnej wartości kosztów siedzenia?” i „Co by było, gdyby nie było Amber Gold?”. Pytał o to Frankowskiego. Ten niedawno sobie to przypomniał.
Katarzyna P. (do męża): Ale co? Donald Tusk by syna własnego wysłał na szpiega?
MP (do żony): Nie wiem. Jak dla mnie to całkowicie możliwe. Jeżeli premier najpierw zabronił mu bycia naszym pracownikiem…
Marcin P. wczoraj i dziś
Jak widać, tamte słowa rozmijają się całkowicie z tym, co zeznał P. przed komisją śledczą. W ubiegłym tygodniu były szef Amber Gold przedstawiał M. Tuska jako osobę, która jeśli pomagała komukolwiek, to właśnie OLT przeciwko konkurencji: „Dzielił się [Tusk – red.] poufnymi informacjami, które zdobywał, pracując na gdańskim lotnisku. (…) To są informacje poufne, tego pani nie znajdzie na żadnej stronie internetowej ani jak pójdzie pan do prezesa portu lotniczego. Nie znajdzie pan także informacji, do jakich portów lotniczych docelowo latają pasażerowie z tej przesiadki” – mówił P. przed komisją.
CAŁOŚĆ W NAJNOWSZYM NUMERZE "GAZETY POLSKIEJ"
Sprawdź co przygotowaliśmy w najnowszym tygodniku "Gazeta Polska", który już będzie dostępny w kioskach w całej Polsce. #GazetaPolska pic.twitter.com/7OuMQMaYVA
— Gazeta Polska (@GPtygodnik) 4 lipca 2017