Gdy dziennikarz przekracza granice taktu, zadając pytania o pochodzenie etniczne, a potem tłumaczy się ze swoich słów, trudno nie zauważyć niespójności. Czy Monika Olejnik naprawdę nie przewidziała reakcji na pytanie o żydowskie pochodzenie Anne Applebaum?
Monika Olejnik, znana z bezpośredniości i ostrego pióra, tym razem zdaje się zagubić w labiryncie własnych intencji. W programie "Kropka nad i" w TVN24 zadała Radosławowi Sikorskiemu pytanie o żydowskie pochodzenie jego żony, Anne Applebaum. Pytanie to nie tylko wywołało oburzenie ministra, który opuścił studio, ale także spotkało się z szeroką krytyką opinii publicznej.
W odpowiedzi na falę negatywnych komentarzy, Olejnik opublikowała na Instagramie oświadczenie pełne przeprosin i zapewnień o swoich szlachetnych intencjach. Twierdzi, że od lat walczy z antysemityzmem, przemocą i hejtem. Wyraża zaskoczenie i oburzenie głosami na temat pochodzenia Applebaum, które – jak twierdzi – jedynie cytowała, dając ministrowi możliwość odniesienia się do nich.
Sprawę skwitował krótko dziennikarz Marcin Dobski w serwisie X: Monika Olejnik oburzyła się na samą siebie.
Ale czy naprawdę tak było? Czy zadawanie pytań o pochodzenie etniczne czy religijne w takim kontekście jest uzasadnione? W dobie, gdy dyskusje o antysemityzmie są wyjątkowo wrażliwe, takie pytanie może być odebrane jako nie na miejscu, jeśli nie wręcz prowokacyjne.
Co tak naprawdę myśli Monika Olejnik?
Niespójność w postawie Moniki Olejnik jest uderzająca. Z jednej strony podkreśla swoją wieloletnią walkę z antysemityzmem, z drugiej – zadaje pytanie, które samo w sobie może podsycać niezdrowe emocje. Jeśli intencją było zwrócenie uwagi na problem antysemityzmu, czy nie lepiej było poruszyć temat w sposób bardziej wyważony i odpowiedzialny?
Nie sposób nie zauważyć, że po fali krytyki Olejnik szybko zaczęła tłumaczyć się ze swoich słów. Czy to presja środowiska politycznego, a może obawa przed utratą reputacji skłoniły ją do publicznych przeprosin? Wydaje się, że próba zrzucenia winy na "cytowane w mediach głosy" jest nie do końca przekonująca.
Warto też zastanowić się nad rolą dziennikarza w takim kontekście. Czy zadawanie kontrowersyjnych pytań bez odpowiedniej wrażliwości społecznej jest przejawem odwagi, czy raczej brakiem profesjonalizmu?
Dziennikarstwo wymaga nie tylko dociekliwości, ale też odpowiedzialności za słowo i świadomości konsekwencji swoich działań.
Sztuka (braku) etyki dziennikarskiej w wykonaniu TVN24
Monika Olejnik, jako doświadczona dziennikarka, powinna zdawać sobie sprawę z delikatności tematu i potencjalnych reakcji. Jej późniejsze tłumaczenia jedynie potęgują wrażenie niespójności i braku przemyślenia.
Być może zamiast oburzać się na własne pytania i tłumaczyć z intencji, warto było po prostu przyznać się do błędu i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Szczerość i autentyczność są w cenie, zwłaszcza w zawodzie, który opiera się na zaufaniu publicznym.
Cała sytuacja skłania do refleksji nad kondycją współczesnego dziennikarstwa i granicami, których przekraczanie może prowadzić do niepotrzebnych napięć. Może nadszedł czas, aby zamiast szukać sensacji, skupić się na rzetelnej i odpowiedzialnej pracy, która buduje, a nie dzieli.
Źródło: Republika
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.