"Nigdy w historii Polski tak ogromne tłumy nie skandowały na ulicach nazwy stacji telewizyjnej. Nigdy żadna telewizja nie miała też tak wielkiej mocy przyciągania na ulicę tłumów. Dlaczego? Telewizja Republika okazała się udanym mixem dwóch potraw. Pierwszą było przejście do nas najlepszych, najbardziej profesjonalnych dziennikarzy spośród tych, którym przestępcy ukradli TVP. Drugą, odwrotnie, odmienność od TVP, czyli mniejsza dyscyplina, większa obecność niekonwencjonalnych indywidualności, brak autocenzury, która mimo wszystko w mediach publicznych dziennikarzom się włącza. To ten mix kupili nowi widzowie i to wywołało tak silny efekt identyfikacji z Republiką. Odwaga – to słowo od naszych widzów słyszymy chyba najczęściej" – pisze Piotr Lisiewicz w tygodniku "Gazeta Polska", który ukaże się w najbliższą środę.
Publicysta podkreśla, "11 stycznia 2024 r. na ulice Warszawy wyszło 300 tysięcy ludzi, z których praktycznie każdy oglądał Telewizję Republika i wezwanie do wyjścia na ulicę usłyszał na jej antenie. Donald Tusk trafnie zidentyfikował zagrożenie, choć zareagował na nie groteskowo: mając trzy usłużne telewizje, nagrał spot atakujący czwartą, tym samym ją reklamując. Przekaz spotu nie pozostawiał wątpliwości, czego się przestraszył: tego, że Republika ma wizerunek wolnościowy i buntowniczy, a więc nieskuteczne są wobec niej dotychczasowe metody walki z TVP".
"Treść spotu, skądinąd nieprawdziwa, jasno to pokazywała. Była próbą zagonienia Republiki z powrotem do zagrody, z której nieopatrznie Tuskowi uciekła: „PiS buduje swoje medialne imperium. Udziały w Telewizji Republika należą pośrednio do Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, którego jednym z benificjentów jest sam Jarosław Kaczyński… Funkcjonariusze przebrani za dziennikarzy serwują od rana pisowską propagandę, a usłużni komentatorzy sączą nienawistne treści”. Spot robiony był na kolanie i dlatego niedopracowany. Pod słowa „usłużni komentatorzy” podłożono twarz… Rafała Ziemkiewicza, nieustannie krytykującego PiS, a na dodatek skłóconego z (legalnymi) władzami TVP", czytamy w tekście Lisiewicza.
Publicysta pisze dalej, "(...) stacja taka jak Republika, całym sercem niepodległościowa, a jednocześnie nonkonformistyczna, jest dla Tuska najbardziej niebezpiecznym przeciwnikiem. Dawna totalna opozycja, która stała się koalicją 13 grudnia atakując TVP miała wypracowane sprawdzone schematy, mówiąc językiem Zbigniewa Herberta „łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy”. Była pewna, że działają one na wszystkich nie-PiSowców. Tymczasem atakowanie tymi samymi kalkami Telewizji Republika, wyprowadzającej na ulice tłumy, okazywało się mało skuteczne. Przeciwko prywatnej telewizji nie było możliwe wykrzykiwanie, że to propaganda „Za pieniądze z abonamentu”. Dotychczas słyszeliśmy, że taką propagandę to może sobie uprawiać telewizja prywatna. No to po sukcesie Republiki okazało się, że prywatna… jeszcze bardziej nie może. I trzeba po gangstersku zastraszyć jej prywatnych reklamodawców bełkotem o neonazistach i podobnymi bredniami".
To się jednak, o czym wspomina Lisiewicz, nie udało. "Efekt represji i zastraszania okazał się odwrotny od zamierzonego. Hasło „Republika” skandowane jest dziś na manifestacjach jak okrzyk „Solidarność” w latach 80. I jak wtedy rozumieć je można na różne sposoby. Solidarność była nazwą zakazanego związku zawodowego, ale jednocześnie okrzyk ten był wezwaniem do solidarności z prześladowanymi czy wreszcie wyrazem solidarności społecznej w czasach pustych półek. Republika to nazwa stacji telewizyjnej, której nie miała prawa osiągnąć sukcesu po objęciu władzy przez Tuska. Ale ten okrzyk to także demonstracja woli posiadania przez Polaków Republiki, czyli Rzeczpospolitej, niepodległego, samorządnego państwa", zauważa Lisiewicz i dodaje, "Telewizja Republika potrafiła idealnie wpisać się w nastroje Polaków, ponieważ stworzyło ją środowisko nieporównywalnie bardziej od wielu innych po prawej stronie uwrażliwione ma kwestię niepodległości. Że tak jest, czuło się na ulicy 11 stycznia, co było zaskoczeniem także dla niektórych polityków PiS. Ogromny tłum miał na ustach i transparentach hasła niepodległościowe. A więc okazało się, że nie tylko 800 plus czy poprawa warunków życia zwykłych ludzi jest ważna dla szerokich mas Polaków. Przez ostatnie lata udało się nam to, co było ponad 100 lat temu istotą koncepcji Piłsudskiego: połączenie postulatu poprawy bytu robotników z niepodległością Polski. Tłum na ulicach Warszawy świetnie rozumiał, że jedno i drugie składa się na tą samą całość."
Publicysta "Gazety Polskiej" zwraca uwagę na nieznajomość społeczeństwa polskiego przez obecnie rządzących oraz wspierające ich środowiska zagraniczne. Lisiewicz pisze, "Gazeta Wyborcza umieszczając ostatnio na swoich łamach kolejny tekst Klausa Bachmanna zrobiła dokładnie to, co sami jej publicyści odradzają rządzącym. Z pogardą zaatakowała nie polityków, a elektorat PiS. I Telewizję Republika. Bachmann z niemiecką butą i kompletną nieznajomością realiów napisał: „PiS nie może mobilizować ulicy, jak robiła to PO, bo jego elektorat jest zbyt stary, rozproszony i biedny, aby co parę miesięcy przyjeżdżać do stolicy”. Przy okazji odniósł się do sytuacji naszej stacji: „Telewizja Republika właśnie się przekonuje na własnej skórze (…) można mieć dużo widzów, ale jeśli ci nie mają odpowiednio grubych portfeli, to i tak reklamodawcy uciekają gdzie indziej”. Oczywiście Bachmann napisał bzdurę, o czym wie każdy człowiek znający choćby pobieżnie zasady funkcjonowania wolnego rynku. Takie uwagi mogą być trafne w przypadku reklamy limuzyn dla miliarderów, ale te stanowią margines pożądanych przez ludzi produktów. Bogaty człowiek nie kupi 300 kefirów, natomiast 300 ludzi może kupić ten czy inny kefir. Bachmann rżnie głupa udając, że nie wie, iż powodem wycofywania się reklamodawców jest ich zastraszanie, do czego władza ma swoje instrumenty.
Tyle, że ten kij ma dwa końce. Każde zastraszanie budzi opór. Im silniejszy on będzie, tym większa szansa na to, że ruda WRON-a faktycznie Orła nie pokona. To ma przełożenie także na biznes: z pewnością po atakach na Telewizję Republika identyfikacja widzów z markami, które nie wycofały reklam, będzie o wiele silniejsza, niż w przypadku jakiejkolwiek innej stacji telewizyjnej", kończy Piotr Lisiewicz.