- Nieprzewidywalność wizyt i kiepska organizacja nie ma barw politycznych, trwa od lat. Ta inercja nie wynika z braku kompetencji, a z braku radykalnego podejścia do tematu. My ten tekst napisaliśmy w dobrej wierze i z szacunku do liderów państwa. Po naszej publikacji pojawiła się jednak polityka - tłumaczył dziś w rozmowie z Rafałem Ziemkiewiczem w "Odkodujmy Polskę" Zbigniew Parafianowicz, autor tekstu "Jak głęboko tkwi w nas tupolewizm...", który ukazał się w poniedziałkowym "Dzienniku Gazecie Prawnej" i opowiadał o powrocie polskiej delegacji z Wielkiej Brytanii.
- Długo dyskutowaliśmy, czy taki tytuł to właściwe określenie. Tupolewizm to pewien rodzaj załatwiania spraw, wprowadzający zbyt wiele zamieszania i ryzyka. Podczas powrotu delegacji i dziennikarzy z Wielkiej Brytanii wkradł się element nieprzewidywalności, a w samym samolocie zamieszanie. Chciałem to napisać w sposób stonowany – mówił Parafianowicz.
- Obraz jest taki, że jest chaos, samolot niewyważony, kto zostaje, kto wysiada, wieża nie daje zgody. Artykuł został zdementowany i jest kilka różnych postaw w tym dementowaniu. Macierewicz mocno zaznaczył, że to bzdura, Szczerski, że nie może być takiego zamieszania i nie może to się dziać w samolocie z premier na pokładzie, a Kempa moim zdaniem obciąża pilota – twierdzi Rafał Ziemkiewicz.
- Chcieliśmy pokazać element nieprzewidywalności w wizytach ważnych osób w państwie. Nie napisaliśmy o tym, że instrukcja HEAD została złamana, mimo że w niedzielę już mieliśmy co do tego wątpliwości. Zwłaszcza jeśli chodzi o niejasne określenie, kto jest pierwszym wicepremierem, bo to on nie może lecieć w jednym samolocie z premierem. Dlaczego wybierani są ad hoc ludzie, którzy mają wysiąść? To niepoważne. Takie sytuacje wydają mi się niestosowne w stosunku do rangi osób, które lecą – stwierdził Parafianowicz.
- Twój tekst dał jednak paliwo opozycji, która teraz wytworzyła narrację, że PiS tworzy chaos. Kłóci się to z ich dotychczasową narracją o dyktaturze, bo albo jedno, albo drugie – zauważa Ziemkiewicz.
- Nieprzewidywalność wizyt i kiepska organizacja nie ma barw politycznych, trwa od lat. Kiedy pełniący obowiązki prezydenta Komorowski chciał się udać z Rosji do Witebska to był problem z przekazaniem informacji o broni BOR. To przekazuje się szyfrogramem, a do polskiej ambasady dotarło faksem. Ta inercja nie wynika z braku kompetencji, a z braku radykalnego podejścia do tematu. My ten tekst napisaliśmy w dobrej wierze i z szacunku do liderów państwa. Po naszej publikacji pojawiła się jednak polityka. Mamy nadzieję, że mimo prób zakwestionowania naszej wersji, będą wyciągnięte wnioski i ktoś zacznie zmieniać ten obyczaj, zły obyczaj – wyjaśniał Parafianowicz.