„Gdzie są nasze pytania?!” - pytali w trakcie nocnych obrad Sejmu posłowie PiS, którzy chcieli zadać rządowi pytania nt. reakcji na powódź. Ich oburzenie potęgowała nieobecność premiera Tuska i marszałka Hołowni.
Podczas posiedzenia członkowie rządu przedstawili informację dotyczącą powodzi. Łącznie głos zabrało 14 przedstawicieli Rady Ministrów - 13 ministrów oraz jeden wiceminister!
Potem, po wystąpieniach w imieniu wszystkich klubów i kół w ramach dyskusji, gdy w końcu - już o późnej, nocnej porze - posłowie mieli zadać swoje pytania, głos ponownie postanowili zabrać szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz i szef MSWiA Tomasz Siemoniak.
Posłowie opozycji uznali to za klasyczną grę na czas, która miała przykryć, albo przzynajmniej odwlec czzas stawiania niewygodnych pytań.
"Gdzie są nasze pytania?! Dlaczego nie możemy zadać pytań?", zareagował Janusz Kowalski. W odpowiedzi wicemarszałek Sejmu z ramienia KO... postraszyła posła wykluczeniem z obrad.
Wtedy posłowie PiS wstali z ław i wyszli, powracając dopiero gdy Siemoniak skończył przemawiać, a parlamentarzystów dopuszczono do możliwości zadawania pytań rządowi.
"To, co się przed chwilą wydarzyło, naprawdę jest wielkim skandalem. Państwo godzinami opowiadacie bzdury, naprawdę. Mówicie o emocjach tkwiących w nas? To nie nasze emocje są najważniejsze, ale ludzi", skomentowała była marszałek Sejmu Elżbieta Witek, zwracając się do koalicji 13 grudnia.
Był to tylko jeden z licznych głosów oburzenia.
Źródło: Republika, Sejm, wpolityce.pl