Opiniotwórczy niemiecki dziennik „Sueddeutsche Zeitung” nieoczekiwanie wraca do katastrofy rządowego samolotu TU-154 M, w której 10 kwietnia 2010 roku zginął Prezydent Polski Lech Kaczyński wraz z małżonką oraz 94 osoby. Niestety, autor artykułu powtarza kłamliwe tezy i brednie - zarówno o niby rzetelnie prowadzonym śledztwie za poprzedniej ekipy rządowej, jak i "pozytywnej roli" Macieja Laska - pisze Waldemar Maszewski (Hamburg) w niezalezna.pl.
„Sueddeutsche Zeitung” piórem Floriana Hassela, wraca do śledztwa dotyczącego niewyjaśnionej do tej pory katastrofy smoleńskiej, powtarzając znane kłamstwa na ten temat, oparte w całości na rosyjskim raporcie Tatiany Anodiny i lansowanych tezach przez komisję Macieja Laska. Dla autora artykułu, były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (Hassel nawet porównuje go do rzymskiego senatora) badając katastrofę smoleńską wykonał... dobrą robotę.
Niemiecki dziennik cytuje zapewnienia Laska, iż śledztwo było prowadzone rzetelnie, przy dobrej współpracy ze strony rosyjskiej. Autor przytacza jego zapewnienia, że podczas śledztwa polska strona miała łatwy dostęp do wraku i wszelkich analiz. Z treści artykułu wynika, że Rosjanie prowadzili śledztwo wyjątkowo starannie – o czym także zapewnia cytowany Lasek – a parametry lotu (czarne skrzynki) były badane wspólnie. Jedynym małym problemem dla Rosjan było, iż musieli przestrzegać tajemnicy wojskowej. Ostatecznie – czytamy w artykule niemieckiej gazety – wynik śledztwa był konkretny: "Załoga polskiego samolotu wojskowego nie była dostatecznie przygotowana do tego lotu i nie miała wystarczającego doświadczenia. I pomimo tego, że Rosjanie ich ostrzegali przed gęstą mgłą, Polacy ze względu na obecnych na pokładzie ważnych gości, którzy ich dodatkowo naciskali, postanowili w złych warunkach pogodowych wylądować".
Dziennikarza z Niemiec atakuje również prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, twierdząc, że nie przyjął do wiadomości oficjalnych wyników śledztwa, jak również raportów rosyjskiej i polskiej komisji, pomimo znanych "faktów".
„Sueddeutsche Zeitung” powtórzył prawie wszystkie kłamstwa, jakie dotychczas pojawiły się w niemieckiej prasie na temat katastrofy smoleńskiej: że winni są niedoświadczeni piloci, których do lądowania zmuszał pijany generał, czy że nigdy nie było żadnych dowodów na jakikolwiek zamach - jest to oczywiste kłamstwo, bowiem wykazano zarówno wybuchy w powietrzu, jak i obecność śladów materiałów wybuchowych na wraku. Tezy o wybuchu przedstawione przez duńskiego eksperta Glenna Jorgensena są dla Floriana Hassela niewiarygodne, bowiem – jak twierdzi autor artykułu – nie badał nigdy takiej katastrofy. Podobnie „Sueddeutsche Zeitung” traktuje innego specjalistę, Brytyjczyka Franka Taylora. Nie było wybuchu - autorytarnie stwierdza niemiecki dziennik, bowiem: "nigdy nikt nie słyszał wybuchu podczas lotu tego samolotu". Jednak to także nie jest prawdą, bowiem chociażby Anita Gargas pokazała w swoim filmie takich świadków. Następnym kłamstwem jest pisanie o tym, że aż do uderzenia w ziemię w samolocie normalnie pracowały wszystkie przyrządy. Eksperci udowodnili, że przestały one pracować jeszcze nad ziemią.
Czytając artykuł w „Sueddeutsche Zeitung” odnosi się wrażenie, że wśród wielu Niemców rośnie lęk przed ujawnieniem prawdy o przyczynach katastrofy rządowego TU-154 M. Czy komuś przeszkadzają dociekania zarówno ministra Antoniego Macierewicza, jak i ministra Zbigniewa Ziobry, o których dość nerwowo wspomina gazeta? Być może niemiecka strona zdaje sobie sprawę, że ich zdecydowanie w dążeniu do prawdy i rzetelne działanie może znacznie przybliżyć dotarcie do faktycznych przyczyn katastrofy.
Pełnomocnik części rodzin smoleńskich, adwokat Stefan Hambura w rozmowie z portalem niezależna.pl przyznał, że powtarzanie przez niemiecką prasę fałszywych informacji na temat katastrofy i prowadzonego śledztwa musi budzić niepokój. – Mam dobrą radę dla autora artykułu, w którym jest pełno przekłamań i nieprawdziwych danych, jeżeli nie miał wystarczających źródeł, to mógłby chociażby sięgnąć po książkę napisaną przez niemieckiego autora Juergena Rotha - „Tajne akta S”, która jest dostępna także w języku niemieckim – powiedział nam Hambura, dodając, że Hassel znalazłby w niej mnóstwo rzeczy, o których chyba nie wie.
CAŁOŚĆ na niezalezna.pl