W wywiadzie udzielonym dla własnej gazety Adam Michnik tłumaczy, czym grozi dekomunizacja, do której dążą prawicowe środowiska. – To jest droga do zniszczenia demokracji – podkreśla Michnik. – Zbiorowa dekomunizacja jest naśladowaniem wzoru bolszewickiego – dodaje.
„Weźmy Monikę Olejnik – była gwiazdą w radiu za Jaruzelskiego. Ale to dobra dziennikarka, ludzie chcą jej słuchać i ją oglądać, to trzeba im tego zabronić, dekomunizując ją? To jest droga do zniszczenia demokracji” – twierdzi redaktor naczelny "Gazety Wyborczej".
W swoich rozważaniach Adam Michnik idzie dalej, zrównując wręcz dekomunizację z bolszewizmem.
„Zbiorowa dekomunizacja, jeżeli jest dekomunizacją nie instytucji, tylko ludzi, jest po prostu naśladowaniem wzoru bolszewickiego. To się nazywało w Rosji "liszeńcy", zbędni ludzie: kapitaliści, kułacy. Pozbawiano ich praw” – podkreśla.
W wywiadzie z Agatą Nowakowską i Dominiką Wielowieyską wspomina również o własnej PRL-owskiej przeszłości.
„Jak ktoś był w opozycji i miał kochankę, to gdzie mogli [esbecy], sfotografowali cię, i to wszystko było w tych archiwach. Ja nigdy swoich papierów nie widziałem, ale Krzysztof Kozłowski [szef MSW w okresie 1990-91] mi powiedział: "Nie przejmuj się, głównie są tam dziewczyny, a i tak nie wszystkie, za to te, które są – same ładne”” – podzielił się swoim doświadczeniem Michnik.
Redaktor naczelny „GW” chwali również niszczenie akt bezpieki. Jego zdaniem oszczędziło to problemów wielu wysoko postawionym w rządzie Mazowieckiego osobom.
„Rozmawiałem o tym z Kiszczakiem, który czuł się jednym ze współarchitektów porozumienia okrągłostołowego i nie chciał, by sprawa archiwów zaciążyła na rządzie Mazowieckiego. On uważał, że gdy ktoś zostaje np. wiceministrem spraw zagranicznych, a jednocześnie go rozpracowywali i są jakieś jego fotografie z dziewczyną, to lepiej te kwity spalić. Pewnie niektórzy te kwity wyjmowali i sobie chowali, nie wiem, jak to tam było” – utrzymuje Adam Michnik.
Jak trafnie zauważa w tym miejscu niezależna.pl, Michnik w ramach tzw. komisji Michnika w okresie od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990 r. miał dostęp do archiwum MSW, a co za tym idzie do akt osobowych byłych współpracowników UB i SB oraz Departamentu III SB.
Adam Michnik nie szczędzi również krytyki Jarosławowi Kaczyńskiemu, uznając, że twierdzenie prezesa PiS-u, iż należało podczas transformacji ustrojowej aresztować szefów bezpieki i partii, jest „skrajną nieodpowiedzialnością”, „szczytem gówniarstwa” i „awanturnictwem”.
„Kaczyńscy mieli hasło przyspieszenia, które oznaczało awanturnictwo. I takiego przyspieszenia nie chciałem” – zarzeka się.