Jeśli pojawiają się informacje, że premier Donald Tusk został nagrany, i to nie w restauracji, ale w pomieszczeniach recepcyjnych Rady Ministrów, to nie mogło się to odbyć bez udziału służb – mówi w rozmowie z tygodnikiem "Do Rzeczy" wiceprezes PiS Antoni Macierewicz.
Były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego przekonuje, że destrukcja służb była wyraźnie widoczna w związku z tragedią smoleńską, a rozpoczęła się zaraz po objęciu rządów przez premiera Tuska. – Służby, które nie potrafiły uchronić własnego premiera i własnego ministra przed podsłuchami organizowanymi przez jedną z "frakcji" tych służb, wykazały się absolutną indolencją, a może nawet czymś nieporównywalnie gorszym – uważa Macierewicz.
Jego zdaniem tajnie służby III RP to "skłócone grupy, wzajemnie zwalczające się lobby, swoiste struktury paramafijne". Wiceprezes PiS uważa, że nie spełniają one podstawowych wymogów obrony i nie zapewniają bezpieczeństwa w czasie pokoju.
Macierewicz zwraca też uwagę na brak dostatecznej kontroli służb specjalnych, które "w gruncie rzeczy stanowią prywatne wojska poszczególnych ministerstw". – Niestety, mam wrażenie, że w służbach nastąpiła inwazja miernot. W związku z tym ciężar decyzji przesunął się w kierunku ludzi dawnych, często jeszcze komunistycznych służb, pozostających formalnie poza strukturą państwa, ale mających znaczące wpływy – dodaje.
Były szef SKW skomentował też informacje o współpracy polskich służb z Mosadem, który ma pomagać im w sprawach związanych z kryzysem migracyjnym i napływem uchodźców. Macierewicz podkreśla, że Mosad jest służbą izraelską i koncentruje uwagę na interesach swojego kraju. – Stwierdzenie, iż Polsce zapewnią bezpieczeństwo Mosad, CIA, BND czy DST, jest szaleństwem i powinno skutkować dymisją osoby, która głosi takie tezy – mówi tygodnikowi "Do Rzeczy" poseł PiS.