Ćwierć wieku minęło od zaginięcia Jarosława Ziętary. Od ponad roku trwa proces byłego senatora Aleksandra Gawronika, oskarżonego o podżeganie do zabójstwa. Do dziś nie wiadomo, kto zamordował dziennikarza z Poznania - pisze w najnowszym numerze "Gazety Polskiej" Grzegorz Broński.
Na początku marca tego roku przed Sądem Okręgowym w Poznaniu, w którym toczy się proces z Aleksandrem Gawronikiem na ławie oskarżonych, zeznawał Jarosław Sokołowski, bardziej znany jako „Masa”. Najsłynniejszy „koronny” tym razem został wezwany jako „zwykły” świadek. Wprawdzie od razu zastrzegł, że niewiele wie o sprawie zaginięcia dziennikarza „Gazety Poznańskiej”, ale zapamiętał sytuację, która wydarzyła się latem 1999 r.
Wówczas do domu Sokołowskiego przyjechał Gawronik. Rozmawiali, siedząc w ogrodzie, a gość miał nagle pochwalić się, że „uciszył dziennikarza”. „Masa” twierdzi, że wtedy zlekceważył słowa polityka, którego traktował jako mitomana, choć jeszcze w śledztwie opowiadał, jakoby od tamtej pory zaczął nazywać Gawronika „specjalistą od uciszania prasy”. – Chciał mnie przekonać, że nie jest jełopem, stąd takie chwalenie się – zeznał przed sądem „Masa”, który potwierdził również, że byłemu senatorowi bardzo imponował świat przestępczy i kontakty z liderami grupy pruszkowskiej.
Dzisiaj tamta scenka sprzed lat z ogrodu, w domu w podwarszawskiej miejscowości, nabiera ogromnego znaczenia.
Jarosław Ziętara był młodym, ale doświadczonym dziennikarzem. Zajmował się tematyką gospodarczą i badał działalność czołowych biznesmenów w Poznaniu. W latach 90. bez wątpienia należał do nich Aleksander Gawronik, który nie tylko trafiał na listy najbogatszych Polaków, ale robił też karierę polityczną. Później wprawdzie został bankrutem, wylądował w więzieniu za przekręty, ale w kluczowym dla historii czasie uchodził jeszcze za „szanowaną osobistość”. Nikt nie miał pojęcia, że wśród jego wspólników w interesach są gangsterzy.
– Jarek był jednym z pierwszych dziennikarzy śledczych, a tacy reporterzy zazwyczaj dają się we znaki wielu osobom – wspominają Ziętarę dawni znajomi.
Dzisiaj wiadomo, że ludzie będący na celowniku dziennikarza „Gazety Poznańskiej” szybko zorientowali się, kto interesuje się ich działalnością. A on z każdym tygodniem miał bogatszą wiedzę i stawał się coraz groźniejszy dla szemranych biznesmenów. Ziętara został nawet pobity, ale nie zrezygnował ze swojego śledztwa. Nie dostał jednak żadnej ochrony.
WIĘCEJ CZYTAJ W NAJNOWSZYM NUMERZE "GAZETY POLSKIEJ"
Nowy numer "Gazety Polskiej" już jutro w kioskach!#UJAWNIAMY: „BYŁY DWIE UMOWY #SKW Z #FSB”.https://t.co/ZvUGL4Jq7k - #GazetaPolska pic.twitter.com/w0m5VpwcZs
— Gazeta Polska (@GPtygodnik) 3 maja 2017