Krewny jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej: Informacje prokuratury mijają się z zapisami ekspertyzy, na którą się powołują
– Obecność tlenku węgla w ciałach ofiar jest wskaźnikiem na coś, co jest związane albo z tlącym się pożarem albo ewidentnie z jakąś substancją, która szybko się spaliła, np. substancją wybuchową. Ofiary zmarły, bo miały kontakt z tlenkiem węgla, a ich śmierć była na tyle nagła, że nie miały szansy oddychać na wrakowisku – mówił na antenie Telewizji Republika Stanisław Zagrodzki krewny jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej.
Stanisław Zagrodzki, krewny jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej, który wczoraj zarzucił prokuratorom podawanie nieprawdziwych informacji, odnośnie do stanu zwłok ofiar tej katastrofy, był gościem Telewizji Republika.
– Informacje prokuratury mijają się co najmniej z zapisami ekspertyzy, na którą się powołują – stwierdził Zagrodzki.
Zagrodzki przeprowadził analizę prawdopodobieństwa tez snutych przez prokuraturę odnośnie do stężenia tlenku węgla w ciele ofiar. Jego zdaniem, nie ma możliwości, żeby obecność tlenku węgla wywołana była zetknięciem się ciał ofiar z tlącymi się częściami samolotu już po ich śmierci.
– Ofiary miały kontakt z gazem, który nazywany jest często cichym zabójcą, czyli tlenkiem węgla, i prawdą jest, że ten gaz nie miał wpływu na ich śmierć. Jednak, jeżeli prawidłowo pobrano próbki, to te osoby jeszcze za życia zetknęły się z tlenkiem węgla – mówił. - Nie jest to możliwe, żeby tlenek węgla przedostał się do zwłok po katastrofie, kiedy leżały one obok tlących się przedmiotów – dodał.
Stwierdził również, że wyniki badań, świadczące o obecności tlenku węgla w ciałach ofiar mogą świadczyć o pożarze na pokładzie samolotu.
– Są one wskaźnikiem na coś, co jest związane albo z tlącym się pożarem albo ewidentnie z jakąś substancją , która szybko się spaliła np. substancją wybuchową – mówił Zagrodzki.
– Zanim ofiary zmarły miały kontakt z tlenkiem węgla, a ich śmierć była na tyle nagła, że nie miały szansy oddychać na wrakowisku – stwierdził.