Koronawirus wywindował ceny złota na giełdach do 7 tys. zł za uncję, to najwięcej w historii
Koronawirus wywindował ceny złota na giełdach do 7 tys. zł za uncję, to najwięcej w historii – wskazał główny analityk HRE Investments Bartosz Turek. Dostępne od ręki fizyczne złoto w formie sztabek czy monet jest jeszcze droższe. Trzeba za nie płacić prawie dwa razy więcej niż rok temu – dodał.
„W ciągu ostatniego miesiąca uncja złota zdrożała o prawie 700 zł (ponad 10 proc.). W efekcie wyrażona w złotych giełdowa cena królewskiego kruszcu to już ponad 7 tys. złotych za uncję – najwięcej w historii” – wynika z analizy HRE Investments.
Jak wskazał główny analityk, to tylko część prawdy, bo w rzeczywistości jest jeszcze gorzej. – Jeśli bowiem ktoś chciałby fizycznie kupić złotą monetę, to musi przygotować się na znacznie wyższy wydatek - ponad 8 tys. zł. Co więcej, jeśli ktoś nie chce pozyskać kruszec z pewnego źródła, a przy tym nie chce czekać na dostawę miesiąc czy dwa, to musi zapłacić jeszcze więcej – o około tysiąc zł – dodał.
Według niego fizyczny zakup kruszcu wiąże się z potężnym kosztem dodatkowym -dostępne od ręki monety uncjowe kosztują lekko licząc o 1-3 tys. zł więcej niż giełdowa wartość kruszcu, z którego są stworzone.
– To oznacza, że kupując dziś złoto możemy przepłacić nawet aż 20-40 proc. I choć od dawna można obserwować sytuację, w której popyt na złoto rośnie skokowo w sytuacjach, w których zaczyna rosnąć jego cena, to tym razem mamy do czynienia z rzadko spotykanym szałem – ocenił ekspert.
Jak zaznaczał analityk, ceny złota rosną najczęściej, gdy na świecie rosną obawy. Mogą być one różne – dotyczyć konfliktów zbrojnych, politycznych czy ekonomicznych. – To właśnie na niepewności i spadku poczucia bezpieczeństwa budowana jest popularność kruszcu postrzeganego jako bezpieczna przystań dla kapitału. I tak w ostatnich miesiącach wzrost cen złota wynikał na przykład z wojny handlowej (USA - Chiny) czy konfliktu irańskiego – mówił.
Dodał, że oliwy do ognia dolewały najważniejsze banki centralne poprzez politykę taniego pieniądza lub tzw. „dodruk pieniądza”. – To generowało ryzyko wzrostu inflacji, przed którą złoto powinno chronić – stwierdził.
Jak wskazał Turek, w ostatnich tygodniach kruszec zawdzięcza swoją passę koronawirusowi. – Nie chodzi tu o samo zagrożenie zarażeniem, ale gospodarcze skutki epidemii. Izolacja ludności jest ciosem dla gospodarek. W odpowiedzi na to banki centralne i rządy postanowiły rozkręcić programy stymulacyjne i ochronne, których wartość idzie w biliony dolarów – zaznaczył.
Dodał, że w obliczu dodatkowego ryzyka inflacji mamy do czynienia z sytuacją, w której złoto zyskuje na wartości jako bezpieczna przystań dla kapitału.
Turek zwrócił uwagę, że jeszcze 10 lat temu za uncję na giełdzie trzeba było zapłacić 3,3 tys. zł, a 20 lat temu mniej niż 1,2 tys. zł. – W tym kontekście bieżąca wycena na poziomie 7 tys. złotych za uncję jest mocno wyśrubowana – ocenił.
Jak wyjaśnił, nie zmienia to jednak faktu, że właśnie dziś złoto potwierdza, że było dobrym rozwiązaniem na wypadek realizacji skrajnego scenariusza. W pełni docenić mogą jednak to ci, którzy złoto kupili wcześniej. Dziś bowiem ze względu na wystrzał giełdowych notowań i brak fizycznego złota inwestycyjnego w sklepach czy mennicach jego cena jest najwyższa w historii.
W listopadzie Narodowy Bank Polski zakończył procedurę sprowadzenia rezerw złota do Polski. Prezes NBP Adam Glapiński mówił wtedy, że operacja przenoszenia kruszcu była bardzo skomplikowana.
– Zakończyliśmy procedurę sprowadzania naszego złota do kraju. W związku z tym mogę powiedzieć, że złoto Polaków sprowadziliśmy do domu. To, co obiecaliśmy jakiś czas temu, się dokonało – powiedział Glapiński. – W tym roku kupiliśmy 100 ton, w zeszłym roku ponad 25 ton. W ten sposób bardziej niż podwoiliśmy nasze zasoby złota – wyjaśnił.