Chodzi o sprawę sądowej batalii, którą rozpoczął reżyser Paweł Pitera, mąż europosłanki PO Julii Pitery, po tekście, który w 2008 r. pojawił się na łamach „Gazety Polskiej”. Artykuł przedstawiał zawartość akt IPN dotyczących Pawła Pitery – figurował on w nich jako TW „Piotr”.
Po tekście, jaki ukazał się w „GP” w 2008 r., reżyser Paweł Pitera pozwał wydawcę i dziennikarzy gazety. Sądy dwóch instancji oddaliły pozwy. W grudniu 2015 r. wyrok Sądu Apelacyjnego zakończył sądowy spór, a Pitera miał tylko jedno wyjście – kasację skierowaną do Sądu Najwyższego. SN nie podzielił jednak argumentów reżysera i oddalenie kasacji ostatecznie zakończyło sprawę.
Wcześniej, Sąd Apelacyjny uznał, że dziennikarz piszący tekst, dochowali wszelkiej staranności przy tworzeniu artykułu, zrelacjonowali zawartość akt IPN, nie dodając własnych opinii. Sąd uznał, że dziennikarze „Gazety Polskiej” nie naruszyli dóbr osobistych Pawła Pitery.
Sąd przyznał, że w procesie nie chodziło o rozstrzygnięcie, czy Pitera był czy nie był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Piotr”. Zdaniem sądu, zachowanie Pawła Pitery, jakie było opisane w aktach bezpieki wskazuje na świadome kontakty z SB i to stanowiło uzasadnienie dla wydźwięku artykułu.