– Inwigilacja miała bardzo szeroką skalę. Ludzie, którzy znają się na służbach mówią, że potrzeba jest albo komisja śledcza, albo dokładny audyt w tej sprawie – mówiła w programie „Wolne głosy” dziennikarka śledcza Dorota Kania.
Co najmniej kilkanaście śledztw prowadzonych w ostatnich siedmiu latach umożliwiło inwigilację polityków Prawa i Sprawiedliwości, ekspertów oraz dziennikarzy – ujawnia tygodnik Gazeta Polska w najnowszym numerze.
CZYTAJ TAKŻE: Gazeta Polska ujawnia skalę inwigilacji za rządów PO-PSL. Prokuratura wszczyna śledztwo
– Druga inwigilacja prawicy pokazuje, jakim zagrożeniem dla układu byli ludzie, którzy zajmowali się rozmontowywaniem układu pookrągłostołowego – mówiła Dorota Kania.
– Tekst udowadnia, że usiłowano zniszczyć ludzi, którzy zagrażali układowi. Była to jedna z wielu akcji inwigilacyjnych. Było ona możliwa, bo stwierdzono, że mogło dojść do naruszenia bezpieczeństwa państwa. W innych przypadkach wszczynano śledztwa, do których angażowano ABW czy SKW – tłumaczyła dziennikarka śledcza.
Informowała, że służby zakładały, ale także nagrywały rozmowy posłów, ekspertów i dziennikarzy. – Inwigilacja miała bardzo szeroką skalę. Ludzie, którzy znają się na służbach mówią, że potrzeba jest albo komisja śledcza, albo dokładny audyt w tej sprawie – mówiła Dorota Kania.
– Od wybrania Andrzeja Dudy na urząd prezydenta RP dochodziło do masowego niszczenia dokumentów w służbach. Do niszczarek szły m.in. dokumenty z operacyjnego rozpracowywania. Jednak zachowały się dokumentacja niszczenia tych akt i na podstawie tego można też wyciągać wnioski – uzupełniała.