Kaczmarczyk: nie można pozwolić na to, że jeżeli ludzie chcą prowadzić swoje gospodarstwa, to nie mają gdzie sprzedać swoich produktów
Gościem Dominiki Chorosińskiej w programie Polska na Dzień Dobry był Norbert Kaczmarczyk, polityk Prawa i Sprawiedliwości, rolnik i samorządowiec.
– Kiedy wchodziliśmy do Unii Europejskiej to nie było do końca tak, że my wszyscy wiedzieliśmy jak to będzie wyglądać i jak będą wyglądać te dopłaty. Dziś wiemy, że te dopłaty trzeba było negocjować wyżej, że jeżeli mamy być państwem podmiotowym w UE, państwem rolniczym , przecież jeszcze wtedy mówiło się, że wynegocjowaliśmy dopłaty, a jednocześnie powinno się odchodzić od rolnictwa, żeby było zatrudnionych 2 procent osób w rolnictwie. Dzisiaj partie walczą o elektorat rolniczy, a jest go coraz mniej i mówi się, że rolnictwo upada bo jest coraz mniej rolników. To ja nie wiem gdzie tu jest jakiś złoty środek. Moim zdaniem rolnictwo musi się rozwijać, ale jednocześnie nie można pozwalać na to, że jeżeli ludzie chcą zostawać na wsi, chcą prowadzić swoje gospodarstwa, to nie mają gdzie sprzedać swoich produktów. To jest sytuacja kuriozalna i doprowadzono do niej przez złe transformacje,kiedy rolnictwo niszczono. Moim zdaniem lata '90 tutaj zaważyły. Dzisiaj nie mamy polskiej sieci sklepów, która by sprawiła, że ten towar od rolnika nie trafiałby znowu pod pług czyli po prostu te płody są często niszczone przez samych rolników, bo nie mają gdzie ich sprzedać, tylko trafiałyby do sklepów– ocenił Kaczmarczyk w Telewizji Republika.
– Sprzedaż bezpośrednia jest na pewno jedną z rzeczy, drugą jest ustawa na wzór rumuńskiej, żebyśmy mogli sprzedawać ponad 50 procent produktów w sklepach, w sieciach zagranicznych również, żeby była taka ustawa, taki nakaz,żeby je sprzedawać. Znakowanie produktu, czyli polski produkt oraz sieć dystrybucji i giełda. Giełda musi polegać na tym, że rolnik przyjeżdża z towarem, zostawia go, makler ten towar sprzedaje, jest pewna cena dnia, a rolnik jedzie do domu dalej pracować na gospodarstwie i produkować ten towar. Dzisiaj to często wygląda tak, że rolnik, chociażby na giełdzie w Krakowie na Rybitwach przyjeżdża i spędza tam 40 godzin czy 24, różnie to wygląda, ale kiedy wraca do domu jest po prostu wykończony. Jest wykończony samą sprzedażą i czekaniem na osobę, która to kupi, często sprzedaje to po niższej cenie bo towar się psuje, on musi jechać do domu znów go produkować. Cena na giełdzie spada, przyjeżdżają kolejni rolnicy i widzą,że cena spada, sami na siebie się denerwują. Jeżeli rolnik przyjeżdża i zostawia towar na giełdzie jest makler, który się tym zajmuje i jest to pod nadzorem i pod patronatem Ministerstwa Rolnictwa– powiedział Kaczmarczyk