Wojsko ma bronić państwa, narodu i demokracji. Żeby to było możliwe, niezbędne są dwie rzeczy: cywilna kontrola nad armią i jasny system dowodzenia. W czasie pokoju cywilną kontrolę nad armią sprawuje minister obrony narodowej. Rola prezydenta rośnie dopiero w czasie wojny - pisze Tomasz Sakiewicz na łamach "Gazety Polskiej Codziennie".
Rzeczywiście to prezydent decyduje o generalskich nominacjach. Może ich odmówić, gdy jego zdaniem nominowany nie spełnia warunków do takiej nominacji. Nie może jednak tego uprawnienia wykorzystywać do wymuszania swojego udziału w rządzeniu armią.
Zarówno metoda, jak i zakres przypisanych prezydentowi kompetencji są w tym wypadku niezgodne z konstytucją. Konieczność zmian personalnych w wojsku jest oczywista. Minister obrony może sobie poradzić nawet bez nominacji generalskich. Problem w tym, że do wojska wprowadza się politykę, od której powinno ono być wolne. Wstrzymanie wszystkich nominacji generalskich osłabia morale i wysyła sygnał, że obóz rządzący się kłóci.
Tego armia potrzebuje najmniej.
Zupełnie osobne jest pytanie o to, jak mogą wyglądać konsultacje szefa MON-u z prezydentem, gdy służby stawiają pytanie o zasadność dostępu do tajemnic jego doradcy. Pytanie, które prezydent znał. Jeżeli to zaciążyło nad jego decyzją, znajdzie się w trudnej sytuacji.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Targalski: „Prezydent Andrzej Duda wybrał nałożone przez bezpiekę solidne, niemieckiej roboty dyby”