Jørgensen: Brzoza nie spowodowała katastrofy TU-154M
W duńskiej gazecie „Ingeniøren” ukazał się artykuł prezentujący wyniki badań niezależnego naukowca inż. Glenna Jørgensena, który współpracował z Sejmową Komisją Parlamentarną ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Naukowiec stwierdza jednoznacznie, że brzoza nie mogła być przyczyną katastrofy.
Na łamach duńskiej gazety czytamy, że praca Jørgensena spowodowała wielkie poruszenie, gdyż wyniki popierają hipotezę, że katastrofa nie była zwykłym wypadkiem, ale zamachem. Gazeta pisze o sporze między Jørgensenem a ekspertem rządowego zespołu prof. Grzegorzem Kowaleczko z Wojskowej Akademii Technicznej. W grudniu zeszłego roku opublikował on swój raport, który ma kwestioniować wyniki analizy Glenna Jorgensena.
- Takie ślady na ziemii nie zaistniałyby, gdyby skrzydło było w konfiguracji opisanej w raporcie MAK-u - powiedział Jørgensen Telewizji Republika.
Jak tłumaczyłł, "Analiza geometrii samolotu w odniesieniu do śladów na ziemii pokazuje jednoznaczny wynik. Pokazuje, że samolot odwrócił się o 120-130 stopni. Przechodząc do modelu aerodynamicznego, kąt odwrócenia samolotu, który zarejestrowała czarna skrzynka, nie może wyjaśnić utraty skrzydła na długości opisanej przez raport MAK. Ani przez mój model, ani przez model profesora Kowaleczki. Te szybkie zmiany kąta obracania samolotu, wymagają większej utraty siły nośnej niż czytamy w raporcie MAKu. Skoro mówimy o większej utracie siły nośnej, oznaczałoby to, że samolot musiałby być wyżej, żeby rozbić sie w miejscu, w którym rzeczywiscie sie rozbił".
Jego zdaniem nie jest możliwe, żeby tupolew uderzył w brzozę na wysokości 5 metrów, a później obrócił się pod takim kątem, jaki jest zarejestrowany przez czarną skrzynkę i spadł w miejsce katastrofy.
- To wynika z moich badań i to wynika z badań Kowaleczki. Obliczenia Kowaleczki pokazały jednak, że samolot powinien lecieć 11 metrów nad brzozą, gdyby założyć, że musi uderzyć w ziemię w miejscu, gdzie rzeczywiście uderzył - powiedział.