Dzisiaj oficjalnie odwołują się do 4 czerwca 1989 roku, podkreślając (co za ironia!), że było to "zwycięstwo nad komuną". A jak zareagowali na to "zwycięstwo" 34 lata temu? Dokumenty pokazują, że było im ono nie w smak i robili wszystko, by nie urazić swoich "nawróconych" przyjaciół komunistów.
W wydanych 7 czerwca 1989 roku wytycznych Jacka Kuronia (przypomnijmy: zanim pokłócił się on w latach 60. z partią komunistyczna, której był członkiem - przy którym nawet tow. Władysław Gomułka mógł się czuć zaniepokojony swoim liberalizmem - stworzył "drużyny walterowskie", komunistyczną i wyjątkowo parszywą, wzorowaną na sowieckich pionierach, podróbkę harcerstwa) skierowanych do Władka Frasyniuka (tak, tak!) możemy przeczytać: "NSZZ Solidarność ma nie organizować żadnych demonstracji z okazji "zwycięstwa nad koalicją"; w gazetkach i ulotkach sygnowanych przez "Solidarność" nie wolno używać określenia typu "śmierć komunie".
Taka jest prawda. Dla ideowych spadkobierców Jacka Kuronia 4 czerwca 1989 roku w dalszym ciągu nie jest żadnym zwycięstwem - co najwyżej, jak podkreślił to sam Kuroń: zwycięstwem w cudzysłowie. Prawdziwym zwycięstwem było dla nich i dla ich "przeciwników" z 1989 roku zwycięstwo (jak się okazało - czasowe) 4 czerwca 1992 roku. I ten dzień dzisiaj świętują. Bieda w tym, że głosu Kuronia nie mogą już policzyć, pozostaje im tylko głos Kremla.