„Kompromitujące” nagranie Mateusza Morawieckiego opiera się na plotce! Nie ma nawet cienia dowodu, że gdyby nagranie istniało uderzyłoby w szefa rządu - pisze specjalnie dla portalu Niezalezna.pl dziennikarz śledczy Piotr Nisztor, który w 2014 roku ujawnił aferę taśmową.
Wszelkie spekulacje czy insynuacje o rzekomo kompromitującej obecnego szefa rządu treści rozmów opierają się na plotce.
Nagranie premiera, jeśli istnieje, nie musi być w żaden sposób dla niego kompromitujące. Jednak grupom interesów odsuniętych od władzy, w tym ludziom dawnych służb specjalnych może bardzo zależeć na podgrzewaniu wątpliwości i niejasności wokół całej sprawy.
Cała narracja o rzekomo kompromitującym nagraniu premiera opiera się TYLKO na jednym: treści pytania Anny Hopfer, prokurator Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga prowadzącej śledztwo w sprawie afery taśmowej zadanego Łukaszowi N. „Czy zarejestrował pan rozmowę jednego z prezesów banku dotyczącą zawierania pożyczek i kredytów na podstawione osoby tzw. słupy?”. Skąd śledcza mogła posiadać tę wiedzę? To kluczowe pytanie, aby zrozumieć całą sprawę.
Początkowo pojawiały się różne nazwy instytucji finansowych i nazwiska rzekomego rozmówcy. W pewnym momencie zaczęto kolportować informacje, że na tym nagraniu jednym z rozmówców jest Mateusz Morawiecki. Był przełom 2014 i 2015 roku. A pojawienie się nazwiska prezesa BZ WBK mogło być nieprzypadkowe. Morawiecki, był nie tylko jednym z najbardziej rozpoznawalnych szefów banków, ale przede wszystkim aktywnie uczestniczył w życiu publicznym. Już na początku 2015 r. nie było tajemnicą, że jest mocno związany z obozem PiS.
Więcej w jutrzejszej GPC!