- Rosja doszła do wniosku, że należy przekonać Polaków do tego, aby nie walczyli i nie pozwolili Amerykanom korzystać ze swojego terytorium - mówi Aleksandrze Rybińskiej w "Nowej Konfederacji" Phillip Petersen.
Fragment wywiadu jaki ukazał się na łamach portalu "Nowa Konfederacja"
W Warszawie odbyła się w minionym tygodniu symulacja komputerowa współczesnego konfliktu zbrojnego, pod nazwą Hegemon – Baltic Campaign, z udziałem m.in. byłych dowódców NATO. Została ona przygotowana wspólnie przez dwa think tanki: polską Fundację im. Kazimierza Pułaskiego i amerykańską Potomac Foundation. Jaki był cel tej gry wojennej?
W symulacji rozegrany został scenariusz oparty na ćwiczeniach Zapad 2013, zawierający pewne zmiany, które nastały na skutek szczytów NATO w Newport oraz w Warszawie – wzmacniające siły Sojuszu Północnoatlantyckiego na wschodniej flance, i to tak, że Rosjanie musieli zmienić strukturę swoich sił zbrojnych i uwzględnić to w swoich planach. Rosja przesunęła 20 Armię na południe, nad granicę Białorusi i Ukrainy i odtworzyła Gwardyjską Armię Pancerną. Ma to odwieść Polskę od ewentualnej obrony państw bałtyckich, w przypadku, gdyby zostały one zaatakowane przez rosyjską 6 Armię. Jestem ciekaw, jak to zostanie przez Rosjan rozegrane, podczas ćwiczeń Zapad 2017 latem tego roku.
(...)
Wśród niektórych ekspertów, także łotewskich, litewskich i estońskich, panuje przekonanie, że państw bałtyckich nie da się w zasadzie obronić. To błędna ocena?
Nie uważam, by obrona państw bałtyckich była niemożliwa. Wręcz przeciwnie, ale to wymaga strategii wysuniętej obrony, czyli odpowiedniego przygotowania i planowania. Teren do obrony znajduje się po obu stronach granicy. Dostęp Rosjan do terytorium NATO byłby więc ograniczony. Teren po stronie państw bałtyckich jest łatwy do obrony. Rosjanie mogliby więc użyć tylko niewielkiej części swoich sił. Jeśli te tereny zostałyby skutecznie obronione, pokonanie rosyjskiej armii byłoby możliwe.
Jest jeszcze kwestia przesmyku suwalskiego. To połączenie państw bałtyckich z Polską, czyli z resztą NATO.
Tak. Wiele się o tym mówi, ale moim zdaniem strategiczne walory przesmyku są przeceniane. To trochę tak, jak w przypadku przesmyku Fulda w okresie zimnej wojny. Wszyscy wtedy ciągle o nim mówili. W tamtym czasie Sowieci zapewne przeprowadziliby atak, którego się spodziewamy, tak jak Rosjanie zrobiliby to dziś, ponieważ chcą byśmy myśleli, że rozumiemy ich zamiary. Chcą nas złapać w określonych miejscach, zatrzymać nas w nich, by móc z kolei otoczyć w innych. Nie zamierzam się spierać, przyznaje: mamy między Warszawą a Tallinnem linię komunikacji, długą na 1000 kilometrów. Jest ona narażona na atak, bez dwóch zdań, a jej najwęższy punkt znajduje się w miejscu przesmyku suwalskiego. Niemniej jednak jest to teren łatwy do obrony. Dysponując odpowiednimi siłami, Polska może przeprowadzić tam skuteczną defensywę.
Pytanie, czy Polska takimi siłami dysponuje. Mamy niezbyt dużą zawodową armię i rozpoczęliśmy tworzenie obrony terytorialnej. To wystarczy?
Nie jestem zwolennikiem idei zamiany Polski w jeża, według zasady każdy broni swojej wioski. By odstraszyć wroga, trzeba pokrzyżować jego plany, a nie pokonać jego siły zbrojne. Co więc muszą zrobić Rosjanie? Muszą okrążyć Polską armię w północno-wschodnim kwadrancie kraju. Warszawa musi być bezpośrednio zagrożona atakiem. To oznacza, że Rosjanie muszą przekroczyć Bug, Narew oraz Wisłę. Są miejsca, gdzie łatwiej jest te rzeki przestąpić i takie, gdzie jest to trudniejsze. Weźmy dolny odcinek Wisły. Płock i Toruń to miasta, które Rosjanie muszą zająć, bo znajdują się one na prawym, podwyższonym brzegu Wisły i bronią mostów. Jeśli im się to nie uda, Polacy będą mogli użyć tych mostów, by przeprowadzić kontratak.
Pomysł ministra Macierewicza, by stworzyć coś w rodzaju Gwardii Narodowej, jeśli będzie ona oczywiście dobrze wyposażona i wyszkolona, jest dobry. Może ona bowiem zamienić te miasta, po ewakuacji ludności, w twierdze, bronione bez problemu przez wiele tygodni – o wiele dłużej, niż są w stanie wytrzymać Rosjanie. Gwardia Narodowa mogłaby także trudzić się odbudową baz lotniczych. W ten sposób zdjęłaby część ciężaru z regularnych sił. Można by czerpać też z sił rezerwy. Tacy ludzie jak ja potrafią prowadzić buldożera czy naprawić lotnisko polowe. Generałowie lubią efektowne zabawki, chcą mieć więcej najnowocześniejszych samolotów, czołgów. Najpierw należy się jednak zastanowić nad tym, jaka jest natura zagrożenia: co Rosjanie muszą być w stanie osiągnąć? Dopiero potem należy przemyśleć, jakiego sprzętu potrzebujemy, by móc pokrzyżować ich plany. Na tym polega skuteczne odstraszanie.