Gościem programu Telewizji Republika "10.04.2010" był duński członek podkomisji ds. ponownego zbadania przyczyn katastrofy w Smoleńsku Glen Jorgensen. – Z poprzednich prac wiemy, że doszło do wybuchu w lewym skrzydle, mamy na to ślady, które nie mogą być wyjaśnione w żaden inny sposób. Wiemy, że był wybuch w kadłubie samolotu, tuż nad ziemią - 67 metrów nad powierzchnią – mówił.
– Kontynuujemy nasze działania zmierzające do wspierania prac amerykańskiego National Institute of Aviation Research, który tworzy bardzo dokładny cyfrowy model samolotu. Model Tupolewa powstaje na podstawie siostrzanego samolotu z numerem bocznym P-102, który stoi w Mińsku Mazowieckim. Model jest bardzo szczegółowy i uwzględnia nawet nity, którymi połączone są blachy maszyny. Powstaje w skali jeden do jednego. Celem jego budowy jest dokonanie symulacji komputerowej a właściwie kilku symulacji – rozpoczął Jorgensen.
– Pierwsza zostanie przeprowadzona zgodnie z opisem katastrofy opracowanej przez MAK. Samolot uderzy w grunt i zobaczymy co się wydarzy. NIAR jest bardzo ważnym graczem na tym polu, gdyż jest to jedyny ośrodek upoważniony przez władze amerykańskie do wykonywania cyfrowych analiz katastrof i przewidywania ich skutków. To tak jak z wypadkami samochodowym i pytaniem jak się zachowa podczas zderzenia – kontynuował.
Symulacja cyfrowa
– W tej chwili producenci i ubezpieczyciele muszą fizycznie rozbić samochód o betonową barierę. NIAR jest w stanie symulować taki wypadek w przestrzeni cyfrowej i otrzymać takie same wyniki. Dla nas to bardzo dobry zbieg okoliczności bo trudno byłoby rozbić samolot wielkości Tupolewa i odtworzyć warunki o jakich czytamy w rosyjskim raporcie z badań katastrofy ze Smoleńska. NIAR może to zrobić i przedstawić miarodajne wyniki – wskazał na kompetencje.
– Chcemy by odpowiedzieli na pytanie: czy jest możliwe by samolot uderzający w bagniste podłoże w Smoleńsku rozpadł się na dziesiątki tysięcy drobnych części, które widzieliśmy na miejscu? To jest fakt. Mamy tysiące zdjęć również satelitarnych pokazujących układ szczątków samolotu na miejscu wypadku i chcemy dowiedzieć się co stałoby się w przypadku takiej właśnie katastrofy. Wiemy też z dziejów wypadków podobnych samolotów, które uderzyły w ziemię w podobnych okolicznościach, że maszyna łamała się na trzy do pięciu dużych kawałków. Jednym jest kokpit, drugim część pomiędzy kokpitem a skrzydłami, potem centropłat. Centropłat jest bardzo mocno zbudowanym elementem konstrukcyjnym, potem część za skrzydłami i część ogona maszyny – mówił członek badający katastrofę smoleńską.
– Z poprzednich prac wiemy, że doszło do wybuchu w lewym skrzydle, mamy na to ślady, które nie mogą być wyjaśnione w żaden inny sposób. Wiemy, że był wybuch w kadłubie samolotu, tuż nad ziemią - 67 metrów nad powierzchnią – podkreślił.
"Wiemy więcej o tym wraku niż ktokolwiek inny na świecie"
– Koledzy z którymi rozmawiałem, i którzy zapoznali się z raportem technicznym są zaszokowani odkryciami. W tym raporcie nie umieściliśmy zbyt wielu wniosków, ale zebraliśmy poszczególne dowody, które zostały pominięte przez poprzednią komisję. Gdy dodamy te elementy to całkowicie zmienia się obraz całości. Profesjonaliści, z którymi rozmawiałem są więc zaszokowani wynikami i rzeczywiście zmieniliśmy bieg rzeczy – dodał, odnosząc się do dotychczasowych ustaleń komisji.
– Polska ma prawo do zwrotu urządzeń i powinno to pomóc w naszych badaniach przez potwierdzenie gdyż każde prawidłowe postępowanie polega na potwierdzaniu kolejnych tez. To co zobaczylibyśmy na tych urządzeniach dałoby nam większą pewność co do zgromadzonego już materiału. Jeśli Rosjanie będą przetrzymywać wrak - a zakładam, że tak będzie - to i tak nas nie powstrzyma przed dotarciem do prawdy – zadeklarował Glen Jorgensen.
– Raport techniczny stanowił kamień milowy tego postępowania. Zebraliśmy dowody, na podstawie których wnioskujemy. Teraz trwa proces rekonstrukcji wraku, mamy doskonałych specjalistów pracujących nad odbudową najpierw skrzydła, potem centropłata, tutaj nasze ustalenia są bardzo mocne i potwierdzają wyniki naszych wcześniejszych prac. Osiągnęliśmy moment kiedy wiemy więcej o tym wraku niż ktokolwiek inny na świecie. Nawet więcej niż Rosjanie bo oni spychaczami zepchnęli ten wrak na kupę. Zbieramy wszystkie dowody. Opowiadam teraz o naszych pracach, ale wnioski przedstawimy razem z opublikowaniem ostatecznego raportu – podsumował.