- Hanna Gronkiewicz-Waltz to kobieta, która nie umie stawić czoła okolicznościom. Nie przeprosiła 40 tys. ludzi, ofiar tego procederu. Zostaliśmy potraktowani jak zużyty sprzęt AGD. Bardzo bolesna była dla mnie prawda, gdy pan Mrygoń podczas przesłuchania powiedział takie zdanie – „fakt, że w jakimś budynku mieszkali ludzie, nie miał żadnego wpływu na podejmowaną decyzję”. To była chyba narzucona polityka, że w tym interesie nie liczą się ludzie - powiedziała w programie "W punkt" Ewa Andruszkiewicz z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów im. Jolanty Brzeskiej.
"To nie reprywatyzacja - to grabież"
- Mówiąc reprywatyzacja legitymizujemy ten proces, to nadużycie. To była zwykła grabież - zaczęła rozmowę mocnymi słowami Ewa Andruszkiewicz. - Znalazłam się w zreprywatyzowanym budynku i miałem przekonanie, że dwóch braci odzyskało nieruchomość, nie wiedząc, że tak jednak nie jest. Zaczęli się pojawiać kolejni pełnomocnicy i mówili, że „mieszkam w cudzym mieszkaniu”. Jeden książę naprowadził mnie, że mam do czynienia z mafią, a nie spadkobiercami. Te same osoby pojawiały się przy napadzie na Jolę Brzeską i skontaktowałam się z nią. Potem eksmitowano mnie i pół roku po mojej wyprowadzce zamordowano Jole Brzeską. To nie pozwalało mi przestać myśleć o tym, musiałam podjąć z tym walkę. Cały czas nie poddaję się i uważam, że to co się dzieje, jest dzikie i jest to nie dzika reprywatyzacja, a dzika grabież - opowiadała o swoim przypadku Ewa Andruszkiewicz.
"Nikt za nic nie był odpowiedzialny"
- Prokuratury nie działały latami – od 2005 próbowałam coś zrobić w prokuraturach i nawet, gdy były twarde dowody, prokuratura umarzała śledztwo. Proces reprywatyzacyjny dalej się toczył, ludzie byli wyrzucani z mieszkań. Nagle działa prokuratura w sprawie Twardej i przez kilka miesięcy zgromadziła pełną dokumentację, że to była zła wola wszystkich. Może najmniejsza zła wola Macieja M., który jest tymczasowo aresztowany. Jest to przede wszystkim wina zaniechania przez urząd miejski - powiedziała aktywistka z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów.
- Na tajnych spotkaniach „grupy trzymającej władzę” były omawiane sprawy dekretowe. Pani prezydent była informowana o wszystkim na bieżąco i trudno się temu dziwić. Kiedy mówi, że „nie wiedziała”, to czym ona się zajmowała w ratuszu? Jej obowiązkiem jest pilnowanie naszego wspólnego majątku, a pozwalała, by jej pracownicy rozkradali miasto - stwierdziła Andruszkiewicz. - Pod wszystkimi decyzjami zwrotowymi był podpisany prezydent. Zmieniło się to, gdy HGW objęła urząd prezydenta i zleciła to nie tylko Bajce, dyrektorowi Biura Gospodarowania Nieruchomościami, ale i jego zastępcom. Było to rozkładanie decyzji, by nie można było wskazać, kto był winien. Nikt nie był za nic odpowiedzialny - dodała.
"Liczył się tylko interes"
- Hanna Gronkiewicz-Waltz to kobieta, która nie umie stawić czoła okolicznościom. Nie przeprosiła 40 tys. ludzi, ofiar tego procederu. Zostaliśmy potraktowani jak zużyty sprzęt AGD. Bardzo bolesna była dla mnie prawda, gdy pan Mrygoń podczas przesłuchania powiedział takie zdanie – „fakt, że w jakimś budynku mieszkali ludzie, nie miał żadnego wpływu na podejmowaną decyzję”. To była chyba narzucona polityka, że w tym interesie nie liczą się ludzie. Liczy się tylko sam interes - spuentowała Ewa Andruszkiewicz.
Śpiewak o dzikiej reprywatyzacji: Po zeznaniach urzędników prezydent Warszawy nie ma się jak obronić