- Takiego rodzaju sprawy trudne powinny być rozstrzygane przez lekarzy i konsultowane z rodzicami. Głosowanie za tym, kto może żyć, a kto nie, to znak czasów. Nie martwimy się o to, czy to moralne, ale o to, czy to legalne - powiedział o sprawie Charliego Garda dr Kazimierz Szałata, bioetyk.
Wczoraj zmarł 11-miesięczny Charlie Gard, którego ciężka choroba i walka o przedłużenie życia w ostatnim czasie była sprawą żywo dyskutowaną przez opinię publiczną niemal na całym świecie. - Sprawa jest niesłychanie trudna, bolesna, angażująca najgłębsze uczucia rodzicielskie, ale zarazem jest to sprawa, która bardzo dużo uczy. Sądzę, że takiego rodzaju rzeczy trudne powinny być rozstrzygane przez lekarzy i konsultowane z rodzicami. Głosowanie za tym, kto może żyć, a kto nie, to znak czasów. Nie martwimy się o to, czy to moralne, ale o to, czy to legalne - powiedział dr Kazimierz Szałata, bioetyk z UKSW.
- Najważniejsza jest sprawa, do kogo należy dziecko - czy do państwa czy rodziców, kto może decydować o jego życiu. Z prawa naturalnego, które powinno być respektowane przez prawo stanowione, dziecko należy do rodziców. Jeśli chodzi o ochronę dziecka, skoro głos rodziców mówi o przedłużenie leczenia, to powinien być brany pod uwagę - tutaj tak się nie stało. Nie wiadomo, czy leczenie w USA nie byłoby skuteczne, gdyby nie było opóźniane przez decyzje sądowe o 2 miesiące, a stan dziecka się pogarszał. Lekarz z USA był zdania, że jest zasadne podjęcie leczenia, bo jest spora szansa na skuteczność terapii. Widzimy to, że utrudniano egzekwowanie praw rodzicielskich i nie dbano o dobro dziecka - zauważył o. Jacek Norkowski. - Rodzice powinni mieć większą swobodę decydowania. Państwo powinno być wobec rodziców tylko pomocnicze - dodał zakonnik.
Mały Charlie nie żyje. Ostatnie momenty życia spędził w hospicjum