Niemieccy politycy i prawnicy uważają za zamkniętą sprawę odszkodowań wojennych dla Polski. Podkreślają, że Polacy zrzekli się prawa do roszczeń w 1953 roku i nie ma mowy o powrocie do odszkodowań. Groźby z Warszawy wywołują w Berlinie konsternację – pisze Wojciech Szymański z Redakcji Polskiej Deutsche Welle. Poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS) złożył zapytanie do Biura Analiz Sejmowych, które ma ocenić, czy w świetle prawa międzynarodowego Polska może domagać się odszkodowań od Niemiec. Odpowiedź ma być gotowa do 11 sierpnia.
Rzeczniczka niemieckiego rządu Ulrike Demmer pytana o ewentualne polskie żądania odszkodowawcze powiedziała, że Niemcy poczuwają się do politycznej, moralnej i finansowej odpowiedzialności za drugą wojnę światową. Zaznaczyła jednak, że kwestia reparacji została w przeszłości ostatecznie uregulowana. Prawnie i politycznie – informuje "DW".
– Polska ma prawo moralne dopominania się swego. Z jednej strony minęło ponad 70 lat, z drugiej zaś nasz kraj przez większość tego czasu był pozbawiony tożsamości narodowej na skutek sowieckiej kontroli. Mamy pełną wolność od 26 lat, z czego dopiero rząd Prawa i Sprawiedliwości zaczął się dopominać swego. Poza tym, bez względu na to, kiedy dokonano masowej zbrodni, sprawa nie ulega przedawnieniu. To było świadome, zorganizowane i zaplanowane przez państwo Niemieckie ludobójstwo. Ten fakt jest niepodważalny – zaznaczył podsekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej na antenie Telewizji Republika.
Jak dodał prof. dr hab. Fałkowski, Niemcy po kapitulacji powstania dopuścili się nie tylko podpalenia Warszawy, ale również do kradzieży niemal wszystkiego. Całe oddziały, wycofując się ze stolicy, po drodze grabiły wszystko, co wpadło im w ręce.
– Nasz kraj nie zrzekł się praw do odszkodowań za Bieruta. Polska nie mówiła wtedy swoim głosem. Polska Rzeczpospolita Ludowa, to nie dzisiejsza Rzeczpospolita Polska – mówił.