Za sprawą wprowadzenia Strefy Czystego Transportu około 100 tysięcy warszawiaków może doświadczyć wykluczenia komunikacyjnego - będą w stanie przemieszczać się swoim prywatnym autem tylko za zgodą Straży Miejskiej w zaskakująco „dużej” częstotliwości, bo aż cztery razy w roku.
Stołeczny ratusz prowadził konsultacje dotyczące Strefy Czystego Transportu. Czym ona jest? To „obszar, po którym swobodnie poruszać się mogą tylko pojazdy spełniające określone normy, co redukuje zanieczyszczenie powietrza” - jak możemy przeczytać na stronie internetowej poświęconej tej inicjatywie. W poniedziałek dyrektor Biura Zarządzania Ruchem Drogowym przekazał, że w konsultacjach na żywo wzięło udział 160 osób, zaś online 130. Biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców Warszawy - wynik nie jest imponujący, co skomentował Sebastian Kaleta - wiceminister sprawiedliwości, a także były radny Warszawy:
„Ratusz nie prezentuje skutków tych propozycji na życie mieszkańców zamieszkujących proponowaną strefę. W związku z tym niewiele osób uczestniczy w konsultacjach. Jak można na podstawie tak +kadłubkowych+ konsultacji uzasadniać podejmowane przez siebie decyzje? Przecież mogą być konkretne grupy podmiotów bardziej zainteresowane, jak np. lewicujące ruchy miejskie, które w ten sposób mogą wpływać na proces decyzyjny warszawskiego ratusza. A ratusz w ten sposób zasłania się właśnie takimi aktywistami”
dodaje także:
„To nie jest reprezentatywna grupa osób. Zresztą to jest kompromitacja Rafała Trzaskowskiego, że nie potrafi zorganizować konsultacji, w taki sposób, żeby rzetelnie poinformować mieszkańców o skali przedsięwzięcia i zebrać miarodajnie ich opinie”
Ratusz zlecił także badanie telefoniczne na 1020 mieszkańcach stolicy, które wskazało, że 70 procent pytanych jest za SCT w swoim mieście. Wprowadzenie takiego obszaru na terenie miasta popiera 68 procent badanych, którzy mają auto w gospodarstwie domowym oraz 66 procent osób, które poruszają się autami regularnie.